Kardiolożka, chirurżka, prezeska i profesorka. "Wiele kobiet uważa, że je to umniejsza"
Feminatywy są po to, żeby uwidocznić kobiety w medycynie. Jest nas dużo, 60 proc. kadry medycznej to kobiety, natomiast ta liczba nie jest tożsama z tym, że jesteśmy widoczne. Za pośrednictwem języka możemy to zmienić. Oczywiście to nie wszystko, ale od czegoś trzeba zacząć – mówi Julia Pankiewicz, lekarka i rezydentka psychiatrii, a także koordynatorka ds. Praw Kobiet i Walki z Dyskryminacją w mazowieckim OZZL.

- - Wiele kobiet, które ze mną pracują, nie chce, żeby je nazywać kardiolożkami, uważają, że je to umniejsza, albo nie chcą być „prezeskami”, bo to może zostać uznane za niepoważne. To stereotypy, które musimy miażdżyć - mówi Agnieszka Graczyk-Szuster
- Dla zmiany myślenia dobrze jest czasem coś „popchnąć”, dlatego tak jak my będziemy o sobie mówić, tak ludzie zaczną myśleć. To, co robimy i jak mówimy ma znaczenie - uważa Anna Rulkiewicz
- - Poprawna polszczyzna to „profesorka” i do tego powinniśmy się przyzwyczaić. Uważam, że zgubiły nas lata powojenne - twierdzi prof. Brygida Kwiatkowska
- Płeć wśród młodych medyków ma często decydujące znaczenie m.in. przy wyborze specjalizacji, zwłaszcza zabiegowych, które uważane są za problematyczne dla kobiet (...) Nie wybiorą miejsca pracy, w którym będą doświadczać stresu czy walczyć o przetrwanie - ocenia Julia Pankiewicz
- - Feminatywy to jest kwestia miejsca kobiet w ochronie zdrowia i w ogóle życiu publicznym – wskazuje Jakub Gołąb
Droga od kardiologa do kardiolożki nie była krótka
Pretekstem do dyskusji o sytuacji kobiet w ochronie zdrowia stała się debata „Lekarz czy lekarka? Feminatywy i rola kobiet w ochronie zdrowia” podczas Kongresu Wyzwań Zdrowotnych w marcu w Katowicach.
Agnieszka Graczyk-Szuster, prezeska Fundacji „Kobiety Medycyny” mówi o sobie wprost i bez kompleksów: kardiolożka. Jednocześnie podkreśla, że droga od kardiologa do kardiolożki nie była krótka.
- To jest proces. Myślę, że wiele kobiet w ochronie zdrowia jest teraz w trakcie tego procesu. Moja droga była długa: sześć lat studiów, rok stażu, pięć lat specjalizacji z interny, cztery lata z kardiologii, cztery kierunki studiów podyplomowych. Do tego mnóstwo spotkań z wieloma osobami i wieloma kobietami. Myślę, że też sporo zaczerpnęłam z biznesu i od dziewczyn, które są w biznesie. W końcu nauczyłam się nazywać kardiolożką. Postanowiłam również, że zmienię tytuł na pieczątce. Myślę, że to już jest ten czas, że rzeczywiście jestem kardiolożką – oznajmiła.
Przyznała jednocześnie, że w środowisku pokutują stereotypy na temat feminatywów.
- Wiele kobiet, które ze mną pracują, nie chce, żeby je nazywać kardiolożkami, uważają, że je to umniejsza, albo nie chcą być „prezeskami”, bo to może zostać uznane za niepoważne. To stereotypy, które musimy miażdżyć i ja się do tego przykładam całym sercem.
O pielęgniarzu też nie mówimy pielęgniarka. Język musi nadążać
Za żeńską odmianą nazw zawodów i profesji optuje zdecydowanie prof. Brygida Kwiatkowska, konsultantka krajowa w dziedzinie reumatologii, kierowniczka Kliniki Wczesnego Zapalenia Stawów oraz zastępczyni dyrektora ds. klinicznych w Narodowym Instytucie Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji w Warszawie.
- Poprawna polszczyzna to „profesorka” i do tego powinniśmy się przyzwyczaić. Uważam, że zgubiły nas lata powojenne i hasło „kobiety do maszyn”. Uważano wówczas, że kobieta, która może wykonywać czynności męskie, jest w porządku, ale wciąż sprowadzono nas do – przepraszam za wyrażenie - „kury domowej” i wyparto żeńskie nazwy zawodów – komentowała.
Zwróciła również uwagę na inny trend, który być może przywróci równowagę między formami żeńskimi i męskimi.
– W końcu już mówmy "pielęgniarz", a nie pielęgniarka, w mojej klinice pracuje dla przykładu trzech mężczyzn w tym zawodzie. Mam też sekretarza, nie sekretarkę. Musimy się przyzwyczaić, że również mężczyźni będą przejmowali zawody wcześniej dedykowane kobietom. Dlatego też powinniśmy wrócić do prawidłowego nazewnictwa, a prawidłowy jest rodzaj żeński dla zawodów żeńskich. Taka odmiana nas nie umniejsza i absolutnie byłabym za profesorką – mówiła.
"Feminatywy są po to, żeby uwidocznić kobiety w medycynie"
Za ewolucją nie rewolucją opowiedziała się prezes i prezeska Grupy Lux Med Anna Rulkiewicz.
– Jestem za tym, żeby zawody odróżniać, żeby używać końcówek żeńskich, bo to podkreśla, że jesteśmy w tych zawodach obecne. Dobre jest to, że jako kobiety mówimy o sobie tak, a nie inaczej – podkreśliła.
Zastrzegła jednocześnie: jestem też menadżerem, który pracował w różnych branżach i patrzę na to spokojnie: nie zmuszajmy, jeżeli ktoś chce mówić do mnie „pani prezes” – w porządku, nie będziemy się o to kłócić, nie zwracam na to uwagi. Jednak dla zmiany myślenia dobrze jest czasem coś „popchnąć”, dlatego tak jak my będziemy o sobie mówić, tak ludzie zaczną myśleć. To, co robimy i jak mówimy ma znaczenie.
Na znaczenie języka w podkreślaniu obecności kobiet w ochronie zdrowia zwracała uwagę również Julia Pankiewicz, lekarka i rezydentka psychiatrii, a także koordynatorka ds. Praw Kobiet i Walki z Dyskryminacją w mazowieckim OZZL.
- Feminatywy są po to, żeby uwidocznić kobiety w medycynie. Jest na dużo, 60 proc. kadry medycznej to kobiety, natomiast ta liczba nie jest tożsama z tym, że jesteśmy widoczne. Za pośrednictwem języka właśnie, możemy uwidocznić kobiety w medycynie, oczywiście to nie wszystko, ale od czegoś trzeba zacząć – powiedziała.
Przyznała, że wśród młodych medyków płeć ma ogromne znaczenie, często decydujące m.in. przy wyborze specjalizacji.
– Zwłaszcza jeśli chodzi o specjalizacje zabiegowe, które uważane są za problematyczne dla kobiet. W mediach głośno było o relacjach chirurżek, które opowiadały, jak utrudniano im szkolenie, nie dopuszczano do stołu oraz pytano, o plany macierzyńskie. Skoro dla młodych lekarzy najważniejsze są atmosfera i warunki pracy, a nie pieniądze, to nie wybiorą miejsca pracy, w którym będą doświadczać stresu czy walczyć o przetrwanie, to instynkt samozachowawczy – wyjaśniła.
Do feminatywów nie wolno przymuszać
O obowiązkowej lekcji do odrobienia w ochronie zdrowia mówiła Anna Gołębicka, ekonomistka, strateg komunikacji i zarządzania, ekspertka Centrum im. Adama Smitha.
– W moim świecie, w świecie biznesu, jak się kogoś zatrudnia, nie pyta się, czy jest kobietą, czy mężczyzną, tylko jakie ma kompetencje do tego, co robi. Nigdy również nie doświadczyłam sytuacji, że czułam się gorsza, przez to, że jestem kobietą – powiedziała. Odnosząc się do kontrowersji wokół feminatywów w ochronie zdrowia podkreśliła, że to zrozumiałe.
- Każda zmiana budzi kontrowersje. Wychodzenie ze strefy komfortu, zmienianie świata, rewolucje zawsze wywołują dyskusję, opór społeczny i zawsze będą osoby bardzo „za” i bardzo „przeciw”. Moja perspektywa jest taka, że kobiety nie powinny walczyć, a powinny być. Naucz się i idź swoją drogą, nie bądź Don Kichotem, nie rozbijaj murów, których się nie da rozbić, idź swoją drogą, jak nie tu, to tam – poradziła.
O to, aby dyskusji o feminatywach w ochronie zdrowia nie sprowadzać wyłącznie do odmiany form żeńskich, apelował Jakub Gołąb, rzecznik prasowy Biura Rzecznika Praw Pacjenta.
- To jest kwestia miejsca kobiet w ochronie zdrowia i w ogóle życiu publicznym – wskazał. Ocenił przy tym, że zmiany w tym zakresie następują.
- Przestrzegałbym tylko, żeby w tej afirmacji feminatywów nie przymuszać: jeśli są osoby, które chcą się tytułować „pani prezes”, „pani profesor”, „pani doktor”, mają do tego prawo. Język ewoluuje i będzie ewoluował, im młodsi ludzie, tym te formy żeńskie będą dla nich coraz bardziej naturalne. Tymczasem zostawiłbym tu pewną dowolność, jesteśmy w okresie przejściowym i w tym czasie dajmy swobodę kobietom, które chcą tak, a nie inaczej się tytułować – mówił.
Gołąb zwrócił jednocześnie uwagę na znaczenie w procesie zmian inicjatyw oddolnych. Przywołał przykład Samodzielnego Zespołu Publicznych Zakładów Lecznictwa Otwartego Warszawa – Ochota, który zadeklarował możliwość stosowania wśród swoich pracowników żeńskich form nazw stanowisk. – Każdy, kto sobie tego zażyczy, będzie miał taką możliwość, żeby m.in. na tabliczce na drzwiach czy na pieczątce, była lekarka albo doktorka. Uważam, że takie oddolne działanie jest tym, do czego będziemy zmierzać, co będzie zmieniało sytuację w sposób ewolucyjny.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (59)