Żagań: czy dyspozytorka pogotowia popełniła błąd
Dyrekcja SPZOZ w Żaganiu wyjaśnia sprawę wyjazdu karetki tamtejszego pogotowia do 86-letniej pacjentki. Kobieta zmarła, a jej rodzina winą obarcza dyspozytorkę pogotowia, która miała powiedzieć, że osób w takim wieku nie reanimują.

- Dowiedziałam się, że pani Anna jest nieprzytomna. Szybko zadzwoniłam na numer alarmowy. Telefon odebrała policja. Potem oddzwoniła dyspozytorka pogotowia, pytała o stan zdrowia pacjentki. Mówiłam: leży nieprzytomna, chyba nie żyje. "To chyba, czy na pewno?" - usłyszałam pytanie i radę, żeby dzwonić do lekarza rodzinnego - opowiada Aleksandra Kalinowska, sąsiadka, która wezwała pogotowie.
- Lekarz rodzinny poinformował mnie, że wizyty domowe zaczynają się po 12.00, a od takich przypadków jest pogotowie - dodaje kobieta.
Po pięciu minutach przyjechali policjanci i oni też wzywali lekarzy. W pewnym momencie zadzwonił ktoś z recepcji lekarza rodzinnego i powiadomił, że pogotowie jedzie. W ocenie świadków od momentu zgłoszenia do przyjazdu minęło aż 35 minut, chociaż odległość.
- Tyle trwał przyjazd z odległego o ok. trzy kilometry pogotowia, po to, żeby stwierdzić już tylko zgon - komentują świadkowie zdarzenia.
Z kolei Zdzisław Pawłowski dyrektor SP ZOZ w Żaganiu twierdzi w rozmowie z portalem rynekzdrowia.pl, że karetka dotarła do pacjentki już po 4 minutach.
Dyspozytorka nie komentuje sprawy, jedynie zastrzega, że wszelkie procedury zostały dopełnione. Więcej miała wyjaśnić krewnemu zmarłej, Dariuszowi Dochmanowi, który jest strażakiem i ratownikiem. Co usłyszał?
- Przecież pan wie, że osób w takim wieku nie reanimujemy – relacjonuje Dochman i pyta: - Jak można pozostawić człowieka, jeśli nie wiadomo tak do końca, czy zmarł? Czy ważny jest jego wiek?!
- U nas wszyscy są poruszeni zachowaniem dyspozytorki. W podobnym przypadku może się znaleźć ktoś z naszej rodziny, nawet my sami – komentuje
Dyrektor Zdzisław Pawłowski zastrzega, że dopiero po zbadaniu wszystkich okoliczności zostanie przekazana pełna informacja. Dodaje, że nie może w tak trudnej sprawie kierować się emocjami. Przyznaje jednak w rozmowie z Gazetą Lubuską, że sytuacja jest przykra: - Ten przypadek jest bardzo poważny. W razie winy dyspozytorki, wyciągnę konsekwencje.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)