W Gdańsku o oparzeniach u dzieci
Podczas piątkowego (10 października) sympozjum w Gdańsku lekarze dokonali przeglądu aktualnej sytuacji na świecie w zakresie leczenia oparzeń u dzieci, ze szczególnym uwzględnieniem zagadnień związanych z leczeniem oparzeń rąk i rehabilitacji.
- Dziecięce Centrum Oparzeniowe Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie jest jedynym tego typu ośrodkiem w Polsce, do którego trafiają najciężej poparzone dzieci - wyjaśnił prof. Jacek Puchała, specjalista chirurgii rekonstrukcyjnej, plastycznej i leczenia oparzeń. - Dzieci z najcięższymi oparzeniami, czyli głębokimi i obejmującymi dużą powierzchnię ciała, trafiają do nas ostatnio raz na dwa miesiące - powiedział profesor.
Zaznaczył, że nie ma wiarygodnych statystyk pozwalających na ocenienie liczby dzieci rocznie w Polsce, które ulegają oparzeniom. Przed laty szacowano liczbę oparzeń - również najdrobniejszych - na 200-300 tysięcy przypadków rocznie.
Profesor podkreśla, że najczęściej winę za poparzenia dzieci ponoszą rodzice, dotyczy to nawet ponad 90 procent przypadków.
W Gdańsku przy Klinice Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Akademii Medycznej również działa ośrodek leczenia oparzeń. Korzystają z niego dzieci, które uległy oparzeniom obejmującym 30, 40 procent powierzchni ciała, cięższe przypadki trafiają do Krakowa.
Jednym z uczestników sympozjum był prof. Mark Cullen z oddziału leczenia oparzeń szpitala dziecięcego w Detroit, który jest czwartym co do wielkości ośrodkiem tego typu w USA. Po wizytacji gdańskiego ośrodka leczenia oparzeń u dzieci podkreślał, że nie odbiega on od standardów amerykańskich.
Profesor Cullen wyjaśnił, że w USA oddziały leczenia oparzeń u dzieci są rozmaite, od małych kilkułóżkowych po duże około 30-łóżkowe, zależnie od potrzeb danego regionu.
- W USA, tak jak wszędzie na świecie, dominują zdecydowanie oparzenia gorącymi płynami, spowodowane nieuwagą rodziców, natomiast u dzieci pomiędzy 5 a 10 rokiem życia zaczynają dominować oparzenia spowodowane płomieniem, które też czasem wynikają z nadmiernej ciekawości i pirotechnicznych zdolności pacjentów... - przyznał prof. Cullen.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)