Ratownicy medyczni: sprzętu i leków już nam więcej nie potrzeba, ale…
Podczas niedawnego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Systemu Ratownictwa Medycznego o zmianach w państwowym systemie rozmawiali nie tylko teoretycy w osobach decydentów czy polityków, ale też praktycy. Na razie takie zestawienie opinii przyniosło jednak więcej pytań niż odpowiedzi, szczególnie w obszarze form zatrudnienia ratowników medycznych.

- Sprzętu i leków już nam nie potrzeba, uprawnienia mamy największe w Europie, w żadnym też kraju tak ratowników się nie kształci jak u nas, ale jeśli chcemy mieć w systemie dobrze wynagradzanych pracowników etatowych, a praca na kontrakcie ma wynikać z chęci, a nie z konieczności, to powinno wzrosnąć finansowanie ratownictwa, a pieniądze na ten cel muszą być "znaczone" - mówił 13 lutego podczas posiedzenia Zespołu Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych.
Jak jednak okazało się w dalszym toku dyskusji, w obecnych realiach systemowych zbyt radykalna etatyzacja mogłaby przynieść więcej szkód niż pożytku, także dla samych ratowników.
Planowane zmiany: etaty z opt-outami, żółte karetki
- Mamy obawy, czy przy pełnej etatyzacji wystarczy ratowników medycznych do pracy w systemie. Myślę jednak, że długofalowo dojdziemy do momentu, że wszyscy będą pracować na umowy o pracę z opt-outami - podkreślał Jan Gessek, dyrektor Departamentu Ratownictwa Medycznego i Obronności w Ministerstwie Zdrowia. Zaznaczał, że temat nie jest nowy i problem jest ministerstwu znany.
- Projektujemy takie rozwiązanie, które by finansowo gratyfikowało pracodawców, którzy tworzyliby trzyosobowe zespoły. Mam nadzieje, że uda się wypracować odpowiedni algorytm - mówił.
Marek Rutka, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Systemu Ratownictwa Medycznego i poseł Lewicy, pytał m.in. o ostatnie zakupy ambulansów dla PRM i zmianę ich koloru.
- Faktycznie w roku ubiegłym minister zdrowia wyasygnował 80 mln zł jako dotacje na zakup ambulansów. Środki były zaplanowane na rok 2019. Z uwagi na to, że dysponenci mieli spore trudności, żeby pozyskać te ambulanse, pieniądze zostały dopisane jako tzw. środki niewygasające i do końca kwietnia br. dysponenci kupią pozostałe pojazdy - tłumaczył w odpowiedzi dyr. Jan Gessek.
Wskazał, że w roku ubiegłym zakupiono 149 pojazdów, a na rok bieżący zostało zostało do zakupienia 51 (z puli 200 ambulansów). Wyraził też nadzieję, że program będzie dalej kontynuowany, bo dysponenci zgłaszają, by wyasygnować kolejne środki.
Odnosząc się do pytania o kolor aut, poinformował, że kończą się prace przed ogłoszeniem do konsultacji wewnętrznych, a potem zewnętrznych, rozporządzenia, w którym znajduje się zmiana malowania. - Będzie to kolor żółty. W naszej ocenie chodzi o to, aby jak najbardziej rzucał się w oczy, ale oczywiście jesteśmy otwarci na dyskusje - mówił.
Przypomnijmy: od 1 stycznia 2028 r. lista dopuszczalnych barw zostanie ograniczona tylko do żółtej. Do tego czasu krajowe oddziały ratunkowe muszą zadbać o ujednolicenie kolorystyki pojazdów.
Ratownicy na motocyklach i zespoły randez-vous
Maciej Kopiec, poseł Lewicy, pytał o możliwości wykorzystania w systemie motocykli ratunkowych.
- Jesteśmy za. W tym momencie jesteśmy po spotkaniach z dysponentami zespołów ratownictwa z Gdańska, Gdyni. Tam jest kolebka zespołów motocyklowych. W Polsce jest ich osiem, są zakontraktowane jako dodatkowa osoba zespołu podstawowego. Faktycznie takiego produktu w ustawie o PRM nie ma, ale w przygotowywanej obecnie nowelizacji chcemy go wyodrębnić, mimo że utworzenie algorytmu przydzielenia tych motocykli do różnych miejsc nie jest proste - zapowiedział Gessek.
Odniósł się także do planów wprowadzenia zespołów ratunkowych na wzór tych działających w Niemczech czy Czechach - tzw. zespołów randez-vous.
- Obecnie w systemie jeździ 369 zespołów specjalistycznych z lekarzem. System randez-vous będzie opierał się na lekarzach medycyny ratunkowej. Nie ma ich wielu, trochę ponad tysiąc. Ten katalog specjalizacji będzie jeszcze przedmiotem analiz. Nie zdradzę, jaka jest ilość projektowanych zespołów randez-vous, ale liczba 369 zespołów specjalistycznych z lekarzem ulegnie wtedy znacznemu zmniejszeniu - poinformował Gessek.
Mieć ciastko i zjeść ciastko, czyli trudny etatowy kąsek
Wojciech Rogalski, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego w Białymstoku, zwracał uwagę, że ogólnokrajowym problemem jest forma zatrudnienia ratowników medycznych.
Nawiązując do sytuacji w znanych mu stacjach pogotowia, podał że wśród ratowników medycznych ok. 50 proc. osób zatrudnionych jest w formie umowy o pracę. - Reszta to uzupełnienie w postaci umów kontraktowych, nazywanych przez kolegów "wyścigiem szczurów", bo kto da mniej, ten dostaje pracę. Takie osoby, pracując np. 10 lat w systemie państwowego ratownictwa, tak naprawdę nie mają tzw. lat pracy, nie mają też perspektyw na emerytury, mają za to kontuzje i wyniszczenie organizmu - głównie dlatego, że pracują w zespołach dwuosobowych - wskazywał.
- Trzeba ujednolicić sposób zatrudniania i wynagradzania w całym kraju. Różnice w wynagrodzeniach wynoszą od 1900 do 4 tys. zł pensji zasadniczej. To paradoks - wskazywał Piotr Dymon. Przyznał jednak, że odgórne narzucenie "jedynie etatów" nie będzie dobre dla systemu, bo zabraknie ratowników do pracy.
Gessek konstatował, że etaty i opt-outy to właśnie element, który umożliwi dodatkową pracę, w określonym maksymalnym zakresie, z zapłatą jak za nadgodziny i w formie "ozusowanej", z odprowadzaniem wszystkich składek.
- Ad hoc nie jesteśmy w stanie wypracować takiego rozwiązania, które zabezpieczyłoby ratowników przed różnymi (negatywnymi - red.) konsekwencjami pracy na kontrakcie, ale myślę, że długofalowo dojdziemy do tego, ze w systemie wszyscy będą pracować na umowy o pracę z opt-outami - podkreślał szef ministerialnego departamentu.
Michał Saniewski, kontraktowy ratownik medyczny, także z Białegostoku, zauważał, że przez pracodawców "niezbyt mile widziane jest przejście na etat" i nawet nie jest to proponowane, ponieważ to kosztowne.
Gessek do ratowników: chcecie etatu, rozmawiajcie z dyrektorami
Jak zauważał Piotr Dymon, są takie zapisy w umowach, że im ktoś więcej godzin pracuje, tym ma wyższą stawkę za godzinę. - Przykład: przy 400 godzinach w miesiącu stawka rośnie do 45 zł za godzinę. Wychodzi bonus 18 tys. zł, tylko w pewnym momencie taki ratownik będzie gdzieś jechał i zaśnie. Cztery lata temu, rezygnując z kontraktu, zapewniłem pracę trzem osobom - stwierdził Dymon.
- Wyobraźcie sobie taką sytuację, że pilot samolotu zarabia tym więcej, im więcej godzin wylata. Samoloty prawdopodobnie spadałyby jeden po drugim. Sytuację z czasem pracy da się rozwiązać, przykładem są kierowcy ciężarówek - zaznaczał Rutka.
- W naszej ocenie etaty połączone z opt-outami spowodują, że ratownicy częściej zaczną przechodzić na umowy o pracę. To również zachęci pracodawcę do etatyzacji pracowników, bo będzie możliwość zaproponowania większej ilości godzin, szczególnie w sytuacjach kryzysowych - argumentował
Gessek.
Podkreślał, że skoro mamy obecnie tzw. rynek pracownika, także w ratownictwie medycznym, to już teraz można stawiać pracodawcom "etatowe" warunki. - Apeluję, by ratownicy rozmawiali ze swoimi dyrektorami, jeżeli mają potrzebę przejścia na etat. Jestem przekonany, że dyrektorzy będą się na to zgadzać - ocenił.
Ratownictwo medycznie nie powinno zarabiać?
W dyskusji praktyków z politykami wybrzmiała jeszcze jedna bardzo istotna kwestia - finansowania ratownictwa, ale i generowania przez nie zysków.
- Obecny poziom finansowania kształtuje się na poziomie 2 mld 411 mln zł. To wzrost rok do roku o 245 mln. Stawki, średnio wyliczając, za dobokaretkę, wzrosną pomiędzy 250 a 350 zł do każdej doby dla zespołu - zauważał przedstawiciel MZ.
Piotr Dymon wskazywał, że pieniądze na ratownictwo powinny być przede wszystkim "znaczone". Wytłumaczył to na konkretnym przykładzie.
- Jeżeli mówimy o szpitalu i pogotowiu pod szpitalem, to zawsze jest tak, ze choćby nie wiem, jak dobry był dyrektor, zawsze prędzej czy później jakąś kwotę z tego, co mu zostanie, zabierze na potrzeby lecznicy. Wiadomo, że szpitale to studnia bez dna - zauważał.
Uczulał, że ratownictwo medyczne jest elementem bezpieczeństwa kraju, wiec oszczędzanie na tym systemie albo generowanie zysków jest "chyba nie na miejscu”. - Czasem gdzieś pojawia się zysk na poziomie 3 czy 4 mln zł, który potem gdzieś w tajemniczy sposób znika - mówił.
- Państwowe ratownictwo medycznie nie istnieje po to, żeby zarabiać. Inaczej byśmy doszli do zysków ze straży pożarnej. Owszem, w latach 20. XX wieku w Stanach Zjednoczonych były prywatne straże pożarne, ale do niczego dobrego to nie doprowadziło, wzrosła jedynie liczba pożarów - zakończył szef parlamentarnego zespołu.
Dyr. Gessek poinformował, że ma nadzieję, iż nowela ustawy o PRM zostanie przekazana do konsultacji zewnętrznych w II kwartale br.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)