Łódzkie: 3 godziny czekała na karetkę, nie doczekała
Prawie 3 godziny zajęło oczekiwanie na karetkę, która miała przewieść ciężko chorą 6-miesięczną dziewczynkę ze szpitala w Kutnie do szpitala specjalistycznego w Łodzi. Karetka nie przyjechała na czas, dziecko zmarło.

Rodzina zmarłej Basi złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez pracowników ochrony zdrowia. Najprawdopodobniej w środę (15 stycznia) zostanie przeprowadzona sekcja zwłok, która odpowie na pytanie, czy istniała szansa na uratowanie dziewczynki, gdyby wcześniej trafiła do Uniwersyteckiego Szpitala Specjalistycznego w Łodzi.
Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego w Łodzi wysłała do Kutnowskiego Szpitala Samorządowego, w którym przebywała dziewczynka, karetkę pozasystemową. Wcześniej jednak ambulans musiał odwieźć innego pacjenta. W efekcie karetka była na miejscu pod szpitalem w Kutnie po blisko 3 godzinach od wezwania.
- Ze wstępnych wyjaśnień wiem, że zamówiono karetkę transportową, a nie specjalistyczną - wyjaśnia w Dzienniku Łódzkim Dariusz Klimczak, wicemarszałek odpowiedzialny za ochronę zdrowia. Gazeta przypomina, że w zeszłym roku podobna sytuacja zdarzyła się w szpitalu marszałkowskim w Skierniewicach.
Wicemarszałek odpowiada, że szpitale mogą utrzymywać własne karetki transportowe oraz zespół, który je obsługuje albo podpisać umowę z firmą zewnętrzną. - Po zeszłorocznym przypadku śmierci w Skierniewicach zmieniliśmy system transportu wewnątrzszpitalnego w tamtej placówce oraz zweryfikowaliśmy umowy na transport medyczny we wszystkich naszych szpitalach.
Podkreśla, że szpitale mają dowolność w podpisywaniu umów na usługi transportowe, bo same za nie płacą, ale w umowach są obostrzenia: w jakiej maksymalnej odległości może stacjonować karetka transportowa, która ma być wezwana oraz w jakim czasie ma przyjechać do szpitala. - Staramy się zrobić wszystko, żeby taka sytuacja się nie powtórzyła - deklaruje Klimczak.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)