Lekarz: system upadł, dziś nie można być pewnym, że karetka przyjedzie na czas
- Nie jesteśmy w fazie stabilizacji. Testujemy kilkukrotnie za mało ludzi, co daje nam takie wyniki, jakby ta pandemia się wycofywała - mówi w rozmowie z TOK FM Jakub Sieczko, lekarz w trakcie specjalizacji z anestezjologii.

Lekarz podkreśla, że system ochrony zdrowia upadł i wbrew temu co mówi minister zdrowia nie jesteśmy na granicy wydolności. W jego ocenie już ją przekroczyliśmy. Brak dostatecznego przygotowania systemu do epidemii wynika jego zdaniem z błędnej polityki zdrowotnej przyjętej przez rząd, co doprowadziło do większego nieszczęścia od stanu wojennego.
Wyjaśnia też, że na niewydolność szpitali jest wiele dowodów. Najważniejszym z nich jest liczba zgonów we wrześniu i październiku, w których to miesiącach zmarło 16 tys. więcej Polaków niż w zeszłym roku w tych samym czasie, z czego oficjalnie na Covid-19 ok. 4 tys. Dane te plasowały nas kilka dni temu na czwartym miejscu na świecie pod względem zgonów chorych z rozpoznanym tej choroby. Pierwsze były USA, druga Brazylia, trzeci Meksyk.
Dodaje, że obecnie, gdy dochodzi do wypadku czy nagłego zdarzenia medycznego, jak np. zawał serca w domu, pacjent nie wie, czy zdąży przyjechać do niego karetka z zespołem ratującym mu życie.
Kolejnym nierozwiązanym problemem jest kondycja pracowników ochrony zdrowia, którzy przeżywają obecnie zbiorową traumę. Jak wyjaśnia codziennie słyszy historie np. o pielęgniarkach, które rzucono na pierwszą linię frontu, do zajmowania się pacjentami wymagającymi wentylacji mechanicznej, ale ich nie przeszkolono w tym zakresie. Ich poziom stresu jest taki, że wychodząc ze strefy czerwonej, gdzie leżą chorzy, wymiotują.
Więcej: tokfm.pl
ZOBACZ KOMENTARZE (0)