Kto odpowiada za tłumy na SOR?
Lekarze pracujący na SOR-ach za nadmierne obłożenie tych oddziałów obwiniają lekarzy rodzinnych. Ich zdaniem ci zbyt często kierują tam pacjentów, którzy faktycznie nie wymagają hospitalizacji. Lekarze rodzinni odpowiadają, że problem tkwi w braku wiedzy chorych, gdzie mogą szukać pomocy, szczególnie w przypadku nocnej i świątecznej pomocy medycznej.

Lekarze SOR twierdzą, że przyjmują pięć razy więcej pacjentów niż powinni. W ich opinii tylko w 20 proc. przypadków, które trafiają na oddział można mówić o sytuacji zagrożenia życia.
Jak przyznaje w rozmowie z Gazetą Wyborczą prof. Leszek Brongiel, specjalista medycyny ratunkowej, u 70 proc. pacjentów SOR wystarczyłaby wizyta u lekarza rodzinnego. W jego opinii gdyby tacy pacjenci nie trafiali na oddziały ratunkowe, te uporałyby się one z problemem zapewnienia odpowiedniego zespołu lekarskiego, poprawie uległa by też ich sytuacja finansowa.
Lekarze pracujący na SOR-ach za taki stan rzeczy obwiniają środowisko lekarzy rodzinnych.
Dr Tomasz Sobalski, z zarządu Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce mówi nam, iż nie jest tak, że lekarze rodzinni idą na skróty i zamiast diagnozować pacjenta odsyłają go na SOR. Jego zdaniem problem w dużej mierze stanowią osoby, które nie wiedzą, gdzie mogą szukać pomocy w nocy i święta. W takiej sytuacji zazwyczaj kierują się na SOR.
- Większość pacjentów jest przekonanych, że wszystko wszędzie się im należy. I tu potrzebna jest skuteczna informacja, która utrwali wśród pacjentów wiedzę w jakich przypadkach powinni zgłaszać się do lekarza rodzinnego, a w jakich szukać pomocy gdzie indziej. Tak samo jak chory powinien wiedzieć, że w nieuzasadnionym przypadku wezwania ambulansu może być za to obciążony finansowo - podkreśla Sobalski.
Czytaj też: Pacjenci zagubieni w systemie, czyli SOR o czwartej rano...
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)