GOPR: "Dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru..."
Najważniejszą cechą ratownika górskiego jest mądrość życiowa. Jest kluczem to tego, by dobrze i bezpiecznie pełnić służbę - powiedział PAP naczelnik beskidzkich goprowców GOPR Jerzy Siodłak. W sobotę 28 października ratownicy świętowali 65-lecie powstania służby w Beskidach; kolejni złożyli przyrzeczenie.

- Mądrość życiowa pozwala ratownikowi przede wszystkim wyznaczyć granicę bezpieczeństwa dla siebie i poszkodowanego. Jest kluczem do tego, aby być dobrym ratownikiem górskim. Za nią idą wszystkie inne cechy, jak poświęcenie, odwaga, sprawność, duża wiedza - wyjaśnił Siodłak.
Podczas mszy św., która została odprawiona w sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski w Szczyrku, ks. Piotr Hoffmann mówił, że goprowcy zdobywają wiele gór. - Jest wśród nich góra miłości bliźniego, bezinteresownej pomocy, wyciągniętej dłoni, uśmiechu na twarzy, dobrego słowa. Wy ten szczyt świetnie znacie. To przez wasze dłonie Bóg może przemówić do człowieka ratując jego życie - podkreślał.
Po południu podczas gali jubileuszowej przyrzeczenie złożyło 24 nowych ratowników górskich.
"Dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów będę, na każde wezwanie naczelnika lub jego zastępcy - bez względu na porę roku, dnia i stan pogody - stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie, i udam się w góry celem niesienia pomocy ludziom jej potrzebującym" - brzmi rota przyrzeczenia. Każdy z nowych ratowników ma za sobą dwuletni staż kandydacki.
- Tekst przyrzeczenia pokazuje, jakie motywacje nami kierują: chcemy pomagać ludziom i jak najlepiej się do tego przygotować. Jesteśmy też ludźmi gór. To nasza pasja; chcemy w górach spędzać jak najwięcej czasu. Dzięki GOPR mamy tę możliwość - powiedział Piotr Krzyżowski, jeden z nowych goprowców.
Dodał: - Słowa przysięgi, które dziś wypowiadamy, są dla nas wyznacznikiem. One wiążą też nasze rodziny, które muszą być przygotowane, iż dzień, dwa, a czasem dłużej, będziemy na akcjach - powiedział Krzyżowski.
Zdaniem naczelnika Grupy Beskidzkiej GOPR Jerzego Siodłaka, zainteresowanie służbą nie maleje. Powodów, dla których wiele osób zasila jej szeregi jest tyle, ilu ratowników.
- Goprowcami zostają m.in. przewodnicy górscy, instruktorzy narciarstwa, członkowie klubów wysokogórskich, speleolodzy, szybownicy. To ludzie lubiący emocje i wyzwania. Ideą przewodnią jest jednak ratownictwo. Dla niektórych to powołanie, dla innych również zawód, ale dla wszystkich wielka pasja - wyjaśnił Siodłak.
Członkami GOPR są m.in. księża, którzy celebrowali w sobotę mszę św. Ks. Zygmunt Mizia z bielskiej parafii na Leszczynach powiedział, że "służba w parafii ratuje jego duszę i ciało, a w GOPR ciało i duszę".
Jak ocenił naczelnik na przestrzeni lat służba ratowników zmieniła się pod względem używanych technologii, ale nadal nic nie zastąpi człowieka.
- Pierwsze pojazdy to stary motocykl i apteczka. Teraz opieramy się o nawigację satelitarną. Turyści posiadają własne urządzenia GPS, dzięki którym łatwiej można ich namierzyć. Dysponujemy nowoczesnymi samochodami, quadami i szybkimi skuterami. W najtrudniejszych warunkach wciąż jednak niezbędny jest dobrze wyszkolony ratownik. Bez niego maszyny są bezużyteczne - dodał.
Grupa beskidzka jest największą spośród działających w ramach GOPR. Korzeniami sięga Beskidzkiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, które powstało w listopadzie 1952 r. Działa na terenie Beskidu Śląskiego, Żywieckiego, Małego i zachodniej części Makowskiego.
Grupa liczy ok. 500 osób, z czego prawie 200 to nasi seniorzy, którzy nie uczestniczą już w akcjach ratunkowych. Pozostała część to czynni ratownicy, których można na co dzień spotkać w górach - powiedział Siodłak.
Beskidzcy goprowcy każdego roku wyruszają z pomocą ponad 1 tys. razy. Najczęściej pomagają narciarzom przy drobnych kontuzjach i turystom, którzy zgubili drogę. Zdarzają się też akcje trudniejsze. Kilka lat temu, w skrajnie trudnych zimowych warunkach, sprowadzili z Babiej Góry blisko 30 turystów, którzy chcieli przenocować na szczycie, ale przeliczyli się z siłami. W tym roku uratowali życie m.in. biegaczowi, który zaginął w rejonie Pilska. Gdy go odnaleziono miał objawy czwartego stopnia hipotermii. Otarł się o śmierć.
Najtragiczniejsza akcja w historii grupy beskidzkiej GOPR wydarzyła się w grudniu 1980 r. W rejonie Pilska, po załamaniu się pogody, zabłądziła 16-osobowa grupa młodzieży ze szkoły mistrzostwa sportowego w Kaliszu. Nie byli przygotowani na zimowe warunki: ubrani byli w lekkie obuwie, dresy i kurtki ortalionowe. Po wyjściu około południa ze schroniska na Hali Miziowej zgubili drogę. Zeszli na słowacką stronę. Napotkany uzbrojony czechosłowacki strażnik zamiast udzielić im pomocy nakazał powrót. W śnieżycy szybko stracili siły. Noc spędzili w górach. Szalała śnieżyca, a temperatura spadła znacznie poniżej 0 st. Oprócz ratowników beskidzkich zaginionych poszukiwała Horska Służba o pogranicznicy. Znaleziono ich rano. Trzech młodych sportowców straciło życie.
Beskidzcy goprowcy nieśli pomoc między innymi także powodzianom oraz poszkodowanym w katastrofie hali na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich.
Marek Szafrański - PAP

ZOBACZ KOMENTARZE (0)