Ekspert: tylko co piąty pacjent trafiający na SOR wymaga pilnej interwencji
Dlaczego na SOR-ach i w pogotowiu brakuje lekarzy? - Miejsc specjalizacyjnych jest wystarczająco dużo, ale młodzi niechętnie się na nie decydują. W tym momencie moglibyśmy zatrudnić dodatkowo kilkunastu lekarzy do karetek i drugie tyle na oddział ratunkowy - mówi w wywiadzie dla Gazety Wyborczej dr Janusz Sokołowski, dolnośląski konsultant wojewódzki w dziedzinie medycyny ratunkowej.

- Zresztą gdyby ratownicy medyczni pracowali na umowach o pracę, a nie na kontraktach, to też szybko okazałoby się, że jest ich za mało. A tak pracują czasem na 24-godzinnych dyżurach, a potem mają 12-godzinną przerwę. To zdecydowanie za mało, żeby odpocząć - mówi dr Janusz Sokołowski.
I dodaje: - Jakbyśmy spojrzeli w grafik u nas, na oddziale ratunkowym, to każdy też ma średnio 60 godzin dyżurów w tygodniu, a do tego dochodzą dodatkowe obowiązki, np. na uczelni. No i pojawia się pytanie, czy każdy za taką pracę jest odpowiednio wynagradzany?
Dlaczego na oddziałach ratunkowych w Polsce są ta długie kolejki? - I tu powinniśmy zadać sobie pytane, czy powodem jest brak ratowników i lekarzy, czy może zbyt duża liczba pacjentów kierowanych na oddziały ratunkowe. Jesteśmy najwęższym miejscem lejka w systemie opieki medycznej. Mamy sporo pacjentów, którzy idą na SOR, chociaż mogliby poczekać do następnego dnia. Zagrożenie życia występuje u około 20 proc. pacjentów trafiających na SOR. To są osoby, które powinny zostać przyjęte w ciągu 10 minut - zaznacza dr Sokołowski.
Cały wywiad: wroclaw.wyborcza.pl
ZOBACZ KOMENTARZE (0)