Centra Leczenia Oparzeń w całym kraju były gotowe na przyjęcie górników
W Gryficach, Łęcznej, Poznaniu i Nowej Soli na poszkodowanych górników z Rudy Śląskiej czeka w sumie 10 miejsc intensywnej terapii oparzeniowej. Jak na razie jednak taka dodatkowa pomoc ze strony innych specjalistycznych ośrodków nie okazała się konieczna.

Według dyrektora Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich Mariusza Nowaka, nie ma konieczności przewożenia górników do innych ośrodków.
– Jesteśmy w stanie zapewnić im wszystkie niezbędne procedury, pełną fachową pomoc – mówił dziennikarzom Mariusz Nowak.
– Tam jest wspaniały zespół, który, jak sądzę, podjął teraz ogromny wysiłek organizacyjny, logistyczny. My też możemy w takich sytuacjach pomagać. Stoimy w gotowości – stwierdził w rozmowie z portalem rynekzdrowia.pl prof. Jerzy Strużuna kierujący Wschodnim Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej.
Górnicy hospitalizowani w siemianowickim ośrodku są przytomni, wiedzą co się stało, trwa ich intensywne leczenie. Jak powiedział podczas konferencji prasowej zaimprowizowanej przed szpitalem dyrektor Centrum, Mariusz Nowak, w sobotę (19 września) po południu lekarze zezwolą rodzinom na bezpośredni kontakt z górnikami: – Mają obrzęki twarzy, niektórzy z tego powodu nie widzą, umożliwiamy im teraz kontakt telefoniczny z bliskimi – tłumaczył dyrektor.
Lekarze zdecydowali o założeniu hodowli tkankowej, która posłuży do odtworzenia poparzonej skóry u każdego z pacjentów. To droga metoda, średni jej koszt, to w przypadku jednego pacjenta, łącznie z późniejszym leczeniem – około 120 tys. zł. – Musieliśmy już teraz w pierwszym dniu podjąć decyzję, ale prowadzenie tej hodowli tkankowej będzie wymagało dodatkowego finansowania – zaznaczył dyrektor Nowak.
Opatrunki biologiczne
Centrum Leczenia Oparzeń ma własną pracownię hodowli komórek i tkanek; będzie w niej namnażany naskórek pobrany wcześniej od chorych. W ten sposób powstawać będą opatrunki biologiczne dla poparzonych pacjentów.
Brak skóry w przypadku rozległych oparzeń prowadzi do niewydolności organów wewnętrznych, a nawet śmierci. Przeszczepy sztucznie wyhodowanej skóry mogą być w tym przypadku ratunkiem. Hodowla naskórka pobranego pacjenta trwa przynajmniej 3-4 tygodnie. Z fragmentu o powierzchni 4 cm kw. można wyhodować tyle tkanki, by pokryć 60 proc. ciała pacjenta.
Lekarze wykonali bronchoskopie u kolejnych górników. Poparzenie górnych dróg oddechowych potwierdziło się jak dotąd u 12 z nich.
Lekarze z Centrum Leczenia Oparzeń koncentrują się teraz na ratowaniu życia górników. Przeprowadzają odbarczenia, antybiotykoterapię, oraz zabiegi w komorze hiperbarycznej.
Według dyrektora Mariusza Nowaka, nie ma konieczności przewożenia górników do innych ośrodków: – Jesteśmy w stanie zapewnić im wszystkie niezbędne procedury, pełną fachową pomoc – mówił dziennikarzom.
Lot do Łęcznej
Jeden z poparzonych górników trafił śmigłowcem do Wschodniego Centrum Leczenia Oparzeń w Łęcznej (woj. lubelskie). Centrum było gotowe w każdej chwili do przyjęcia kolejnych górników.
Jak powiedział portalowi rynek zdrowia.pl prof. Jerzy Strużyna, kierujący Centrum, w kraju istnieje możliwość rozśrodkowania ofiar wypadków zbiorowych i przewiezienia ich do kilku ośrodków.
– Jeśli są warunki do rozśrodkowania, to taka operacja powinna być przeprowadzana. Trudniej leczyć dużą liczbę osób w sposób optymalny – uważa profesor dodając, że siemianowickie Centrum jest świetnym ośrodkiem leczenia oparzeń.
Dodaje też: – Tam jest wspaniały zespół, który, jak sądzę, podjął teraz ogromny wysiłek organizacyjny, logistyczny. My też możemy w takich sytuacjach pomagać. Stoimy w gotowości.
W kraju, od 2003 roku, na mocy porozumienia zawartego przez Lotnicze Pogotowie Ratunkowe z ośrodkami leczenia oparzeń istnieje system wzajemnego powiadamiania o wolnych miejscach – przede wszystkim łóżkach intensywnej terapii ze stanowiskami przystosowanymi do leczenia osób poparzonych.
Ośrodki w gotowości
– Ta sprawa nie jest uregulowana w formie dokumentu prawnego, raczej w sposób w pewnym sensie honorowy między ośrodkami – mówi nam Adam Krajewski, kierujący Zachodniopomorskim Centrum Leczenia Ciężkich Oparzeń i Chirurgii Plastyczne Zachodniopomorskiego Szpitala Specjalistycznego w Gryficach i prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Oparzeń.
Ta honorowa umowa, o której mowa jest wewnętrzną inicjatywą specjalistycznych ośrodków oraz Polskiego Towarzystwa Leczenia Oparzeń. Podpisały ją ośrodki w Siemianowicach Śląskich, Gryfiach, Poznaniu, Nowej Soli, Krakowie. W sierpniu dołączył ośrodek w Łęcznej.
Każdego dnia systematycznie wszystkie ośrodki zgłaszają do LPR-u drogą elektroniczną wolne miejsca – przede wszystkim liczbę możliwych do nagłego wykorzystania łóżek intensywjnej terapii oparzeniowej.
– I wczoraj ten system zdziałał. Już po kilku minutach od pierwszej informacji o wypadku w kopalni, z inicjatywy dyspozytora LPR sprecyzowaliśmy ilość wolnych miejsc – opowiada Adam Krajewski. Według niego śmigłowce ratownicze LPR są tak dobrze wyposażone, że transport drogą powietrzną ofiar katastrof takich jak ta w kopalni „Wujek” jest bezpieczny i racjonalny z punktu widzenia korzyści dla pacjenta.
Tuż po piątkowym wypadku np. Gryfice zadeklarowały 3 miejsca, Łęczna zadeklarowała 5 miejsc, Nowa Sól – 1 miejsce. Tam mogli zostać hospitalizowani w razie konieczności górnicy wymagający specjalistycznej terapii oddechowej.
Podobnie działał ten system podczas wypadku w kopalni „Halemba” trzy lata temu. Niestety, wtedy wszyscy górnicy zginęli.
Medycyna może więcej
– Jestem pełen szczerego podziwu dla kolegów z Siemianowic, sytuacja, w której leczenie około 20 poważnie poparzonych ludzi odbywa się w jednym szpitalu jest bardzo trudna organizacyjne. W takiej sytuacji szpital zamienia się w pole walki. Myślę, że gdyby nas w tym momencie proszono o pomoc, tam byłoby łatwiej. Nasze ośrodki też są przygotowane do udzielania wysokospecjalistycznej, adekwatnej pomocy – mówi Adam Krajewski.
Jak podkreślają lekarze, w ciągu ostatnich lat w medycnie – także polskiej – odnotowano znaczący postęp w leczeniu oparzeń. Zmieniło się m.in. podjeście do terapii u takich chorych. Jak tłumaczy nam doktor Adam Krajewski, u takich pacjentów prowadzone jest intensywna terapia oddechowa, wdraża się też u nich – niezależnie od tego czy mają sprawne nerki czy też nie – dializoterapię. Prowadzi się też bardziej intensywne niż w minionych latach wczesne leczenie chirurgiczne ran oparzeniowych.
Doktor Adam Krajewski dodaje: – Znacznie poprawiły się też wyniki leczenia oparzeń. Dzisiaj pacjent z poparzeniami 40 proc. powierzchni ciała zdecydowanie ma szansę na przeżycie. Statystycznie licząc przy oparzeniach sięgających 50-60 proc. powierzchni ciała sznase przeżycia sięgają 50 proc.
Polske wyniki w leczeniu oparzeń według specjalistów były jeszcze lepsze, gdyby wszyscy pacjenci w pierwszej dobie trafiali do specjalistycznych ośrodków. A tak niestety nie jest.
Według minister zdrowia Ewy Kopacz, która wczoraj wieczorem przyjechała do Rudy Śląskiej, akcja ratownicza prowadzona już na powierzchni przez zespoły z ambulansów Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach i śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego została przeprowadzona bardzo sprawnie. – Dziękuję jako przełożony – mówiła do ratowników medycznych i lekarzy Ewa Kopacz.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)