‒ Implant ślimakowy to elektroniczna proteza słuchu. Rząd elektrod zostaje wprowadzony do ślimaka pacjenta i elektrycznie stymuluje zakończenia nerwu słuchowego, co daje poczucie dźwięku ‒ tłumaczy Gazecie Wyborczej Józef Mierzwiński, szef oddziału otolaryngologii Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy.

Nowa technologia, choć bardzo skuteczne, ma też swoje ograniczenia. 

‒ Pacjent, który ma założony implant, zostaje na resztę życia przywiązany do ośrodka, gdzie urządzenie zostało wszczepione. Implant słuchowy wymaga bowiem okresowej kontroli i ustawienia. Dziecko jest więc zmuszone do odwiedzin szpitala czasem kilka razy w miesiącu. W przypadku, gdy ośrodek jest znacznie oddalony, to nie lada problem ‒ tłumaczy dr Mierzwiński. 

Pierwszą operację z użyciem implantu ślimakowego bydgoscy lekarze wykonają 20 grudnia. Implant kosztuje 100 tys. zł. Zakup urządzenia sfinansuje NFZ. 

W Polsce jest zaledwie sześć szpitali, w których wszczepia się implanty ślimakowe. 

Więcej: Gazeta Wyborcza

• IMPLANTY SŁUCHOWE