Brakuje neonatologów. Konsultant krajowa: deficyt się pogłębia. "Czeka nas zapaść"
- W Polsce brakuje neonatologów i deficyt ten się pogłębia. Może nas czekać zapaść podobna do tej, z jaką mamy do czynienia w psychiatrii dziecięcej - mówi prof. Ewa Helwich.

- W Polsce brakuje neonatologów i deficyt ten się pogłębia. Może nas czekać zapaść podobna do tej, z jaką mamy do czynienia w psychiatrii dziecięcej - mówi prof. Ewa Helwich
- Według Naczelnej Izby Lekarskiej mamy w Polsce 1,5 tys. neonatologów. Według moich danych jest ich niespełna 1 tys. - wskazuje
- Wielu lekarzy, już w wieku emerytalnym, nadal jeszcze pracuje, ale gdy zdecydują się odejść, będzie dramat - ocenia
- Neonatolodzy nie mają raczej gabinetów prywatnych. W podmiotach prywatnych nie ma także intensywnej terapii noworodka. Młodzi lekarze wybierają inne, bardziej dochodowe i mniej obciążające specjalizacje - wyjaśnia
- Lekarzy neonatologów mamy w Polsce za mało, aby taki specjalista mógł pracować w każdym szpitalu - zaznacza
"Gdy odejdą lekarze - emeryci będzie dramat"
Jak mówi prof. Ewa Helwich, konsultant krajowa w dziedzinie neonatologii, według Naczelnej Izby Lekarskiej mamy w Polsce 1,5 tys. neonatologów.
- Według moich danych jest ich niespełna 1 tys. To bardzo duża różnica i wynika ona - moim zdaniem - z faktu, że wprowadza się do rejestrów okręgowych izb lekarskich lekarzy kończących specjalizację z neonatologii, a nie wykreśla się tych, którzy umierają. Może tam także figurować część lekarzy, którzy mimo posiadanej specjalizacji nie pracują albo w zawodzie albo w specjalności. Inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć - wskazuje prof. Helwich.
- Problem polega na tym, że sytuacja się nie poprawia. Wręcz odwrotnie - braki się pogłębiają. Wielu lekarzy, już w wieku emerytalnym, nadal jeszcze pracuje, ale gdy zdecydują się odejść, będzie dramat, ponieważ nabór mamy zdecydowanie za mały w stosunku do potrzeb. Może nas czekać zapaść podobna do tej, z jaką mamy do czynienia w psychiatrii dziecięcej - ocenia konsultant krajowa.
"Obciążenia związane z tą pracą nie są łatwe do uniesienia"
Jak mówi, dzieje się tak głównie dlatego, że jest to bardzo wymagająca specjalizacja. Wiąże się m.in. z dyżurami na intensywnej terapii noworodka, a te są wyjątkowo trudne, pełne stresu i wyczerpującej pracy.
- Trzeba mieć świadomość, że maleńkie dziecko jest pacjentem całkowicie zależnym od lekarza. W przypadku noworodka można wiele wygrać, ale też wiele przegrać. W przypadku przegranej lekarz zostaje z poczuciem, że dziecko, które ma przed sobą kilkadziesiąt lat życia, będzie się w tym czasie zmagać z niepełnosprawnością. Takie kwestie rozstrzygają się okołoporodowo, a my ratujemy przecież coraz mniejsze wcześniaki. Jednocześnie wymagania rosną. Wszystko to nie jest łatwe do uniesienia - podkreśla prof. Helwich.
"Lekarze, którzy chcą mieć święty spokój i godziwie zarabiać, nie decydują się na neonatologię"
- Ponadto neonatolodzy nie mają raczej gabinetów prywatnych. W podmiotach prywatnych nie ma także intensywnej terapii noworodka, która jest za droga. Dodatkowo w neonatologii trzeba się również ciągle się uczyć, bo postęp w tej dziedzinie jest olbrzymi, a standardy zmieniają się często. Wszystko to powoduje, że młodzi lekarze, którzy chcą mieć święty spokój i godziwie zarabiać, nie decydują się na neonatologię. Wybierają inne, bardziej dochodowe i mniej obciążające specjalizacje - wyjaśnia konsultant krajowa.
W jej ocenie lekarzy neonatologów mamy w Polsce za mało, aby taki specjalista mógł pracować w każdym szpitalu. W placówkach pierwszego stopnia referencyjności zostaną zatem prawdopodobnie pediatrzy, natomiast neonatolodzy będą pracować w oddziałach trzeciego stopnia referencyjności - tam, gdzie jest intensywna terapia noworodka. Zdecydowana większość z nich pracuje tam zresztą już teraz.
"Pomysły na przyciągnięcie młodych są już na wyczerpaniu"
Czy to rozwiąże problem?
- Bywa, że szpital w oddziałem pierwszego lub drugiego stopnia referencyjności oferuje o wiele większe zarobki, niż ten z trzecim stopniem referencyjności, a zakres pracy i odpowiedzialności są tam jednocześnie nieporównywalnie niższe. Decyzja należy do lekarza - zauważa prof. Helwich.
- Co zrobić, aby zwiększyć nabór? Sama chciałabym to wiedzieć, bo pomysły na przyciągnięcie młodych są już na wyczerpaniu - podsumowuje konsultant krajowa.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)