Ubezpieczenia zdrowotne to temat tabu. Dlaczego politycy go unikają?
W debacie publicznej nie istnieje temat dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. W kampanii wyborczej bała się go podejmować zarówno koalicja rządząca, jak i opozycja - ocenił Zdzisław Sabiłło, dyrektor generalny Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Wyrobów Medycznych POLMED. Dlaczego ubezpieczenia zdrowotne to temat tabu?

- Zabraknie pieniędzy na ochronę zdrowia, bo społeczeństwo gwałtownie się starzeje, więc potrzeby będą coraz większe. Mówimy teraz, że nie do 6 proc. (w 2024 r. - red.), ale do 7 proc. PKB trzeba zwiększyć wydatki na zdrowie. Ale nawet i to nie wystarczy. W tej sytuacji dodatkowa ubezpieczenia są nieodzowne - argumentował dyr. Sabiłło w czasie sesji „Modele ubezpieczeń zdrowotnych - pytania i propozycje”, zorganizowanej 21 października w ramach XV Forum Rynku Zdrowia.
Czego boją się politycy?
Temat ubezpieczeń zdrowotnych jest pomijany z powodu obaw rządzących. Wydaje się, że biorą się one przede wszystkim z tego, że trzeba by zweryfikować koszyk świadczeń gwarantowanych. To z kolei wiąże się ze zgłaszaniem różnych postulatów i oczekiwań, których spełnienie wymaga wyasygnowania dodatkowych środków.
- Żeby zmieniać system ochrony zdrowia, potrzeba mądrości, odwagi i konsensusu politycznego. Podstawową rzeczą, żeby dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne mogły zaistnieć w systemie jest ustalenia koszyka świadczeń gwarantowanych, a na to potrzeba zgody politycznej i społecznej dotyczącej poziomu finansowania świadczeń ze źródeł publicznych - wskazywał Maciej Bogucki, dyrektor Europejskiego Centrum Strategii i Polityki w Ochronie Zdrowia.
- Podstawowym założeniem przy tworzeniu koszyka jest gwarantowany, równy i nielimitowany dostęp do świadczeń - mówił dalej. - Pytanie, do jakich świadczeń?
Jego zdaniem w takim koszyku powinien znaleźć się dostęp do wyrobów medycznych,” bo nie jesteśmy krajem biednym i liczę na to, że wyroby medyczne będą ujęte w koszyku”. Także rehabilitacja, usługi stomatologicznych powinny być finansowane z publicznych pieniędzy - wyliczał.
- Trzeba też dać obywatelom możliwość dopłat do systemu publicznego, czyli ubezpieczeniowego, ale w sposób cywilizowany. Myślę o wariancie dodatkowych ubezpieczeń komplementarnych, a więc przy zachowaniu zasady obowiązkowych ubezpieczeń publicznych - przekonywał Maciej Bogucki.
Podobnego zdania był Zdzisław Sabiłło, który stwierdził, że niezależnie od wysokości nakładów na ochronę zdrowia, niezbędne jest zwiększenie wydatków na wyroby medyczne i wprowadzenie ich do koszyka świadczeń gwarantowanych. - Konieczne są dodatkowe ubezpieczenia komplementarne, gdyż jest to rozwiązanie efektywne i bardziej przyjazne dla pacjenta - powiedział.
Kasy chorych poligonem doświadczalnym
Żeby bezpiecznie wprowadzać nowe rozwiązania w zakresie ubezpieczeń zdrowotnych, nie narażając się na błędy i chaos, wskazane byłoby sięgnięcie do wcześniejszych doświadczeń. Dobrym poligonem były kasy chorych.
- Wprowadzanie nowych rozwiązań wiąże się z ryzykiem; trzeba wpierw przetestować nowe rozwiązania. Robi się to wdrażając różne programy pilotażowe. Teraz mamy wysyp pilotaży - zauważył poseł Andrzej Sośnierz, współtwórca kas chorych.
- Mieliśmy zdecentralizowany system kas chorych i związek kas chorych, który przekazywał zdobyte przez nie doświadczenia. Kasy były niezależne i same wdrażały pilotażowe rozwiązania, żeby można było je sprawdzać i upowszechniać - wspominał.
- Dyskutujemy z o dodatkowych ubezpieczeniach, a przecież w kasach chorych mieliśmy takie rozwiązanie w postaci ubezpieczeń suplementarnych, których politycy teraz się boją, choć były przecież przetestowane - opowiadał.
- W śląskiej kasie chorych pacjent mógł dopłacać do świadczeń. Pacjenci byli zadowoleni, bo za większe pieniądze dostawali wyższy standard świadczeń. Jak zareaguje na dopłaty społeczeństwo? 4 mln ludzi na Śląsku było z tego zadowolonych. Więc nie bójcie się politycy! - apelował Sośnierz. Przyznał jednocześnie, że ubezpieczenia komplementarne w kasach chorych nie były testowane i dodał, że trzeba teraz mówić także o ubezpieczeniach pielęgnacyjnych, bo osób starszych przybywa.
Zdaniem posła, największym problemem służby zdrowia jest bałagan organizacyjny i przyjęcie błędnego założenia, że kiedy będzie więcej pieniędzy w systemie, to sytuacja się poprawi. - Nie będzie lepiej. Mamy w ostatnich latach wzrost nakładów. I co? I nic. Bo jest bałagan organizacyjny, zaburzone relacje między jednostkami ochrony zdrowia, rozmyte kompetencje. Trzeba uporządkować strukturę organizacyjną i funkcjonalną opieki zdrowotnej - przekonywał Andrzej Sośnierz.
Sto lat ubezpieczeń, czyli wszystko już było
Andrzej Jacyna, doradca Prezesa Rady Ministrów ds. zdrowia i prezes NFZ w latach 2018-2019 zaznaczył, że będzie się wypowiadał nie jako doradca premiera, ale we własnym imieniu.
Nawiązał do historycznych doświadczeń Polski we wprowadzaniu ubezpieczeń zdrowotnych. - Chciałem odwołać się do historii, bo akurat przy analizie systemu ubezpieczeniowego taka refleksja jest konieczna - stwierdził.
- Obchodzimy w tym roku stulecie ubezpieczeń zdrowotnych w Polsce. I tak się złożyło, że z uporem maniaka powtarzamy przedwojenną historię. Były kasy chorych od 1919 r., skończyły swoją działalność w 1933 r. zastąpione przez centralny system ubezpieczenia społecznego. Później mieliśmy powtórkę polegająca na tym, że w 1999 r. wprowadziliśmy kasy chorych, a w 2003 r. nastąpiła zmiana i kasy zostały zastąpione centralnym systemem ubezpieczenia zdrowotnego. Czy wyszło to nam na dobre? - zapytał retorycznie.
Przypomniał, że współczesny system ubezpieczenia zdrowotnego powstawał dzięki aktywności działaczy NSZZ Solidarność. Istotna rolę przy jego tworzeniu i wprowadzaniu odegrali ówcześni związkowcy - Andrzej Jacyna i Andrzej Sośnierz. - To były udane projekty, ale zostały wypaczone z powodu zbyt niskich nakładów - ocenił.
- Podstawową przyczyną tego, że związek zawodowy optował za zmianą systemu budżetowego na ubezpieczeniowy było to, żeby wyjąć środki na ochronę zdrowia z rąk polityków, żeby nakłady na zdrowie rosły wraz ze wzrostem gospodarczym i płacami. Byliśmy wtedy optymistami. Ale to się teraz sprawdza, co widać w ostatnich latach, kiedy płace rosną, a wraz z nimi składka zdrowotna.
Andrzej Jacyna nawiązał do pomysłu włączenia wyrobów medycznych, a także leków do systemu ubezpieczeń. Powiedział, że jesteśmy państwem, w którym pacjenci dopłacają do leków najwięcej w Europie. - To jest problem, nad którym powinniśmy się pochylić w najbliższym czasie. Chodzi o to, żeby ustalić dla pacjenta granice dopłat do leków. Żeby pacjent, który wyczerpie pewną kwotę z własnej kieszeni na zakup leków, otrzymywał refundację z środków publicznych. Ten element powinien być przedyskutowany i wprowadzony - apelował.
Dodał: - Są w tym obszarze przykłady państw europejskich, z których doświadczeń warto skorzystać.
Jak to robią inni
O rozwiązaniach z zakresu ubezpieczeń zdrowotnych na przykładzie Czech, Francji Niemiec i Holandii opowiadał Dariusz Dziełak, dyrektor Departamentu Analiz i Strategii NFZ.
- W wymienionych krajach składka ma charakter dzielony - jest płacona przez pracownika i pracodawcę. U nas jest wyłącznie wynikiem dochodu osobistego pracownika. W tamtych krajach składka nie tylko finansuje świadczenia, ale też zasiłek w czasie choroby - wyjaśniał.
- Francja ma jednego ubezpieczyciela, podobnie jak Polska. W pozostałych krajach jest kilku ubezpieczycieli, ale trudno powiedzieć czy konkurują. Wszystkie mają natomiast ubezpieczenia dodatkowe i dopłaty do świadczeń. We Francji np. ubezpieczenie powszechne finansuje 85 proc. kosztów leczenia. Pozostałe 15 proc. trzeba wyjąć z własnej kieszeni, i to są ubezpieczenia dodatkowe, które wykupują niemal wszyscy Francuzi - mówił Dariusz Dziełak.
Z kolei rozwiązania w obszarze ubezpieczeń zdrowotnych obowiązujące w USA przedstawił Mark Tucci, główny lekarz w Centrum Zdrowia Aurora w północnym Illinois. Przekonywał, żeby „nie iść w kierunku systemu, który mamy w Stanach Zjednoczonych, czyli 20 proc. PKB na usługi zdrowotne, a jednocześnie 30 mln ludzi, czyli 10 proc., nie jest objętych ubezpieczeniem. Tymczasem obywatel na prawo do opieki zdrowotnej”.
- Z ustawą o finansowo dostępnych ubezpieczeniach (ACA), potocznie zwaną Obamacare, problem polega na tym, że niedrogie ubezpieczenia nie są dostępne. Współpłacenie pacjenta jest z roku na rok coraz wyższe. Teraz pacjent musi dopłacić nawet 7 tys. dol. rocznie - poinformował.
Dr Mark Tucci zaapelował: - System dodatkowych ubezpieczeń nie może być nadmiernie skomplikowany. Mówię to ku przestrodze jako praktykujący lekarz, który musi nawigować pacjenta w systemie.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)