Milion Polaków z nowotworami i 131 rezydentów onkologii. Specjalizacja dla "pasjonatów i naukowców"
Milion Polaków z nowotworami i "aż" 131 rezydentów onkologii - alarmuje Jakub Kosikowski, były szef Porozumienia Rezydentów. - Nie przybywa nam specjalistów, bo warunki pracy w onkologii są coraz trudniejsze - wskazuje Anna Bazydło, wiceprzewodnicząca PR.

- Według najnowszych danych MZ łącznie w jesiennym postępowaniu kwalifikacyjnym 2021 r. po przyznaniu dodatkowych miejsc, do odbywania szkolenia specjalizacyjnego w trybie rezydenckim zostało zakwalifikowanych 3567 lekarzy i lekarzy dentystów
- Jakub Kosikowski, były szef Porozumienia Rezydentów, skonfrontował liczbę 131 miejsc rezydenckich w dziedzinach onkologicznych z liczbą osób, u których zdiagnozowano nowotwór . To ponad milion Polaków
- Jak podkreśla Anna Bazydło, wiceszefowa Porozumienia Rezydentów onkologia „z wielu powodów jest dla młodego pokolenia lekarzy mało interesującą ścieżką, mimo że oferuje tak wiele różnych, pozafinansowych wartości”.
- - Onkologią zajmują się przede wszystkim pasjonaci i naukowcy. Moim zadaniem nie możemy jednak opierać tak fundamentalnego elementu systemu opieki zdrowotnej i leczenia nowotworów jedynie na osobach, które z pasji i potrzeby badania tego procesu chcą się tym zajmować – twierdzi.
Milion Polaków z nowotworami i 131 rezydentów na onkologii
Milion Polaków ma rozpoznaną chorobę nowotworową, tymczasem tylko 131 lekarzy rozpocznie się specjalizacje onkologiczne w jesiennym naborze 2021 – alarmuje Jakub Kosikowski, były szef Porozumienia Rezydentów, w mediach społecznościowych.
Lekarz wylicza:
- Chirurgia onkologiczna – 10
- Hematologia – 17
- Onkologia dziecięca – 7
- Onkologia – 54
- Patomorfologia – 20
- Radioterapia – 23
W wielu województwach miejsc rezydenckich w niektórych specjalizacjach w ogóle nie będzie.
„Warunki pracy w onkologii są coraz trudniejsze”
Fatalne dane komentuje w rozmowie z Rynkiem Zdrowia Anna Bazydło, wiceprzewodnicząca Porozumienia Rezydentów.
- Nie przybywa nam specjalistów, bo warunki pracy w onkologii są coraz trudniejsze. Koledzy, którzy są na etapie wyboru swojej ścieżki zawodowej, widząc swoją perspektywę zawodową już jako specjalisty, zdają sobie sprawę, że w tych dziedzinach lekarz będzie musiał pracować na warunkach narzucanych przez NFZ - nie można wyjść „na zewnątrz” z systemu – ocenia.
To – jak wskazuje – „ z jednej strony to swoisty plus: nie tworzymy prywatnej onkologii”.
- Z drugiej niestety wiąże się to ze spędzeniem praktycznie całego zawodowego życia w otoczeniu problemów, biurokracji i wieloletniego niedofinansowania placówek publicznych oraz z ustawowym minimalnym wynagrodzeniem lekarza specjalisty. To nie jest wymarzona perspektywa po wielu latach bardzo trudnego kształcenia – dodaje Bazydło.
„Onkologią zajmują się przede wszystkim pasjonaci i naukowcy”
Zdaniem wiceszefowej Porozumienia Rezydentów onkologia „z wielu powodów jest dla młodego pokolenia lekarzy mało interesującą ścieżką, mimo że oferuje tak wiele różnych, pozafinansowych wartości”.
- To właśnie tutaj ogniskuje się ogromna część nauki, która nieodzownie towarzyszy rozwojowi tej dziedziny, tu też przeprowadzanych jest wiele badań klinicznych. Obserwuję, że dzisiaj onkologią zajmują się przede wszystkim pasjonaci i naukowcy. Moim zadaniem nie możemy jednak opierać tak fundamentalnego elementu systemu opieki zdrowotnej i leczenia nowotworów jedynie na osobach, które z pasji i potrzeby badania tego procesu chcą się tym zajmować – twierdzi.
Wspomina: - Rozmawiałam wielokrotnie z Ministerstwem Zdrowia na ten temat w związku z oporem w podwyższaniu wynagrodzeń wszystkim lekarzom specjalistom. Najczęstszym argumentem było pytanie: Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, ile zarabia specjalista w Polsce? Zmuszona byłam odpowiadać: to zależy który specjalista. W tym miejscu zawsze padało w odpowiedzi: - Znam internistę, chirurga czy ginekologa, który pracując w szpitalu powiatowym jest w stanie zarobić nawet kilkadziesiąt tys. złotych miesięcznie.
Przy zarobkach – na co wskazuje Bazydło – nie podawano liczby przepracowanych godzin czy dyżurów.
- Do tego padało stwierdzenie: „jak przy tej kwocie wypadają postulowane przez was trzy średnie? Chcecie zabierać innym pieniądze? Przecież lekarzom jest najlepiej. Nie znam przykładu innej grupy zawodowej w której każdy zatrudniony pracownik „dorabia sobie” obok podstawowego etatu, a z taką sytuacją spotykamy się u lekarzy”. Jednak najczęściej nie wynika to z zachłanności czy nie wiadomo jak dużych potrzeb finansowych - gdyby nie nasza praca dodatkowa system po prostu by się zawalił, co z resztą potwierdza resort zdrowia - mówi lekarka.
Bez ich pracy system się rozpadnie
Od wielu lat nie sformułowano norm zatrudniania lekarzy. Omija się kodeks pracy zawierając z nimi umowy cywilno-prawne, które w innych sektorach nazywa się śmieciówkami. Ministerstwo odpowiada, że nie można tego zrobić, bo nie będzie obstawy dyżurowej.
- Poznałam kilka lat temu chirurga, który wyprowadził się do Norwegii - określony tam prawnie miesięczny limit czasu pracy lekarza realizował w około 10 dni. Po tym czasie leciał do Gdańska i jechał ponad 240 km starą corsą do powiatowego szpitala, w którym spędzał kolejne 15 - 17 dób. Bez niego cała okolica zostałaby pozbawiona dostępu do leczenia operacyjnego - wspomina Anna Bazydło.
Dodaje: - Proszę sobie wyobrazić: w XXI wieku, w dużym kraju w środku Europy ludzie mogliby umierać z powodu zapalenia wyrostka, pęcherzyka żółciowego czy powikłań uwięźniętej przepukliny… Nie miał rodziny - nie miał czasu i być może potrzeby jej mieć - jedyne co posiadał w Polsce to niebieska, stara corsa. Młodzi lekarze nie chcą tak funkcjonować - nie chcą poświęcać siebie i swoich bliskich w imię utrzymywania systemu, który jest w stanie zużyć każdą ilość zasobów.
System utrzymywany "nadludzkim wysiłkiem" lekarzy w wieku emerytalnym
Bazydło podkreśla, że wielu lekarzy „nadludzkim wysiłkiem próbuje utrzymać jakiekolwiek funkcjonowanie placówek”.
- Można znaleźć miejsca w których lekarze w wieku emerytalnym mają 24-godzinne dyżury co drugi dzień. Nie robią tego dla zysku, ale z poczucia odpowiedzialności i solidarności społecznej - są świadomi, że bez tego cała okolica straciłaby dostęp do pomocy medycznej. W wielu miejscach odejście jednego lekarza, skutkowałoby koniecznością zamknięcia 2-3 oddziałów.
Lekarka przypomina, że medycy proponowali Ministerstwu Zdrowia „stworzenie podziału na wzór rezydentur”.
- Mogliby zostać wyodrębnieni specjaliści dziedzin deficytowych, którzy w ustawie o minimalnych wynagrodzeniach mogliby mieć zagwarantowane znacznie wyższe współczynniki niż pozostali. Nie ma na to pozytywnego odzewu, brak dobrej woli, chęci czy w ogóle świadomości takiej potrzeby. Jeśli wybór takiej dziedziny nie stanie się chociaż w minimalnym stopniu konkurencyjny wobec realiów rynkowych innych specjalizacji, to kryzys w tych obszarach będzie się tylko pogłębiał – ocenia.
„Dziedziny zabiegowe cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem”
Zdaniem Anny Bazydło polska onkologia zostanie w pewnym momencie rozpartycypowana przez inne dziedziny –specjaliści wszystkich dziedzin będą się musieli zająć onkologią i całościowym leczeniem osób z nowotworami. Obecnie często ich udział ogranicza się do prowadzenia diagnostyki czy wykonania zabiegu operacyjnego, ale nie planują i nie prowadzą chemioterapii czy radioterapii.
- Niestety, mamy taki styl zarządzania – usiłując zgasić pożar w miejscu, w którym właśnie wybuchł – stwierdza.
Jak podkreśla, dzisiaj głównym kluczem zainteresowania młodych lekarzy wyborem specjalizacji jest perspektywa możliwości otwarcia prywatnej praktyki czy pracy w prywatnym sektorze ochrony zdrowia. Istotnym elementem wyboru jest też konieczność dyżurowania w godzinach nocnych, obciążenia fizycznego w czasie wykonywania pracy. Przez to wszystkie dziedziny zabiegowe cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem.
- Nie wróży to niczego dobrego. System ochrony zdrowia nie naprawiany sam się niszczy - podsumowuje.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (1)