KSO i dostęp do programów lekowych. Dziś jeden szpital oferuje "starą" chemioterapię, inny innowacyjny lek
Pacjenci onkologiczni w Polsce muszą czasami sami poszukać ośrodka, który oferuje potrzebne im programy lekowe. Czy Krajowa Sieć Onkologiczna wprowadzi równy dostęp do nowoczesnego leczenia, bliżej pacjenta?

- Dzisiaj dostęp pacjentów do programów lekowych w Polsce nie jest równy. - Jeżeli chcą wejść do programu lekowego, to muszą jechać do innego szpitala - mówi Dorota Korycińska
- Tak się zastanawiam, czy skoro KSO wprowadza zasadę, że każdy pacjent w Polsce ma dostawać takie samo leczenie, to oznacza, że każdy podmiot w KSO dostanie programy lekowe? - zastanawia się Jakub Kosikowski
- Jeżeli dany ośrodek spełnia kryteria, ma odpowiednią liczbę pracowników, którzy mogą realizować program lekowy i jest to bezpieczne, taki ośrodek powinien mieć kontrakt na program lekowy – uważa prof. Adam Maciejczyk
- W ramach KSO jest możliwość odwołania się od decyzji. Jeżeli placówka z pierwszego, drugiego, a nawet trzeciego poziomu stopnia referencyjnego widzi, że jest blokowana, może to zgłosić - dodaje
Nierówny dostęp do programów lekowych
Dzisiaj równy dostęp do programów lekowych w Polsce nie istnieje. Z różnych względów.
- Mamy czasami informacje od pacjentów, że jeżeli chcą wejść do programu lekowego, to muszą jechać do innego szpitala. Innymi słowy jeżeli słyszą o możliwości dotyczącej programu lekowego i chcą z niej skorzystać, muszą sami poszukać ośrodka, który taki program lekowy zapewnia, ponieważ szpitale niższego szczebla niekoniecznie oferują taką możliwość. Jeżeli więc mówimy o zasadzie, że leczenie ma być jak najbliżej pacjenta, to tutaj ona się nie sprawdza – mówi Dorota Korycińska, prezes Zarządu Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska.
Dochodzi czasem do sytuacji, gdy dany szpital oferuje pacjentowi „stare” leczenie, oparte na chemioterapii, choć w danej chwili są już refundowane najnowsze preparaty w ramach programów lekowych. I to pacjent musi przyjść do lekarza z tą informacją.
Problem nie jest nowy. Jak mówili specjaliści podczas ubiegłorocznego spotkania Polskiego Towarzystwa Farmakoekonomicznego, obecne rozwiązanie dotyczące programów lekowych powstało wiele lat temu i dzisiaj wymaga większej elastyczności i szerszego spojrzenia na refundację.
- Dzisiaj programy lekowe się nie opłacają. Niestety w wielu miejscach bardziej opłaca się tradycyjna toporna chemioterapia. System finansowania tego, czym my się zajmujemy, nie jest optymalny i to też należałoby poprawić – mówił profesor Maciej Krzakowski, krajowy konsultant w dziedzinie onkologii klinicznej.
Pierwsze, o czym warto porozmawiać, to sposób finansowania kwalifikacji pacjentów do programu lekowego. Fundusz za tę kwalifikację nie płaci. Zatem to świadczeniodawca musi ponieść koszty i nakłady, żeby wykonać badania, które są niezbędne i opisane w programie po to, by chorego do tego programu włączyć. Pytanie, jak świadczeniodawcy miałoby się to zwrócić? Musi zapłacić za kwalifikację do programu nawet w sytuacji, kiedy będzie negatywna. A przecież badania nie pójdą do kosza. To materiał, który posłuży do podjęcia decyzji o tym, jakie inne leczenie włączyć.
Na podobne problemy wskazywał prof. Adam Maciejczyk, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii, Pulmonologii i Hematologii we Wrocławiu prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego.
- Z naszej kalkulacji wychodzi jasno, że najmniej opłacalna w tej chwili jest realizacja programów lekowych. Co z tego, że wprowadzamy programy lekowe, jak efektywność kosztowa tych działań dla szpitala jest tak niska, że właściwie na programach lekowych dobrze wychodzi tylko producent, szczególnie taki, który produkuje skuteczny lek, a dużo gorzej wychodzi szpital - stwierdził.
Do tego dochodzi obciążenie biurokratyczne związane z obsługą programów lekowych. To widać po SMPT – sprawozdawane dane pozostawiają dużo do życzenia. Czasem są fragmentaryczne, niepełne, a tak uzyskane dane trudno porównać nawet między ośrodkami.
- Być może zmieni się to niedługo w przypadku onkologii, ponieważ kwestia zbierania danych została zawarta przy tworzeniu Krajowej Sieci Onkologicznej. W ramach KSO mamy przygotowane wskaźniki i mierniki, które pozwolą nam zbierać więcej danych. Jest też obecnie przygotowywane repozytorium wyników histopatologicznych. Założeniem narodowej strategii onkologicznej jest to, żebyśmy te nowoczesne technologie medyczne analizowali w czasie rzeczywistym – wyjaśnia prof. Piotr Rutkowski, kierownik Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków Centrum Onkologii - Instytutu w Warszawie.
Czy KSO coś zmieni w dostępie do programów lekowych?
Czy Krajowa Sieć Onkologiczna wpłynie na lepsze dane uzyskiwane z leczenia programami lekowymi, ale też poprawi dostępność pacjentów do samych programów?
Zwrócił na to uwagę Jakub Kosikowski, p.o. rzecznika Naczelnej Rady Lekarskiej, rezydent onkologii klinicznej z Lubelszczyzny.
„Tak się zastanawiam, skoro KSO wprowadza, że każdy pacjent w Polsce ma dostawać takie samo leczenie, oznacza, że każdy podmiot w KSO dostanie programy lekowe? Tak pytam, bo to by była rewolucja. A nie tyraj co chwilę 100 km pekaesem po tabletki” – napisał na Twitterze, zwracając uwagę na problem z dostępnością.
Dlaczego może być z tym problem? Dlatego że „dalej dostęp do programów będzie zależeć od finansów placówek, a nie potrzeb pacjentów” - ocenił.
- Teraz programy lekowe są uzależnione od NFZ, konsultantów, konkursów na świadczenie. Biorąc pod uwagę programy lekowe w poszczególnych nowotworach nie jest tak, że wszystkie szpitale czy nawet województwa mają dany program. Są ośrodki, które oferują chemioterapię, ale nie mają żadnych programów lekowych. Są takie, które wręcz nie chcą ich mieć. Ideą Krajowej Sieci Onkologicznej jest to, że wszyscy pacjenci niezależnie od miejsca zamieszkania będą leczeni tak samo. Czy teraz to będzie automat, każdy będzie mieć dostępne wszystkie linie leczenia według wytycznych? – zastanawia się w rozmowie z nami.
- Pacjent powinien mieć planowane leczenie i być operowany w topowym ośrodku. Ale chemioterapię czy program lekowy powinien móc dostać lokalnie, najbliżej miejsca zamieszkania. Tymczasem w największych placówkach jest tłok i musi czekać, a lokalnie program lekowy nie jest dostępny. Czy KSO to zmieni? – pyta.
Jest tryb odwoławczy
- Tego typu problemy w regionie ma rozwiązywać wojewódzki ośrodek monitorujący, który będzie wskazany przez NFZ. Jeżeli dany ośrodek spełnia kryteria, ma odpowiednią liczbę pracowników, którzy mogą realizować program lekowy i jest to bezpieczne, taki ośrodek powinien mieć kontrakt na program lekowy – uważa prof. Maciejczyk.
Podkreśla, że jeżeli pacjent kwalifikuje się do programu, ma prawo w nim brać udział: - Nie powinno być tak, że ośrodek, który nie realizuje programów, zatrzymuje pacjenta u siebie. Powinien go przekazać do innej jednostki. Tu jest rola dla koordynatora. Bo priorytetem jest pacjent. Dla mnie nie do przyjęcia jest myślenie, że wszystko mamy zapewnić każdej jednostce. Jest odwrotnie – mamy zapewnić wszystko każdemu pacjentowi.
Co w sytuacji, gdy placówka spełnia kryteria, chce mieć u siebie program lekowy, a go nie dostanie?
- W ramach KSO jest możliwość odwołania się od decyzji. Jeżeli placówka z pierwszego, drugiego, a nawet trzeciego poziomu stopnia referencyjnego widzi, że jest blokowana, może to zgłosić. Nawet teraz można zgłosić takie przypadki do konsultanta wojewódzkiego czy krajowego. Ale nie słyszałem o takiej dyskryminacji – dodaje.
Przypomina, że to działa raczej w drugą stronę.
- Zdarzało się czasem, że dana placówka miała w danej chorobie tylko jeden program lekowy, a nie dwa i narzucała to rozwiązanie pacjentowi, nie mając dostępu do drugiego programu. Takie sytuacje trzeba mapować i od tego jest KSO. Oczywiście to nie wydarzy się od razu w pierwszym roku działalności – podkreśla prof. Maciejczyk.
A co na to przedstawicielka pacjentów?
- Pytanie, czy KSO rozwiąże problem dostępności do programów lekowych? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ z ustawy o Sieci to nie wynika. Będą tworzone akty wykonawcze i wtedy być może się dowiemy. Na razie część dyrektorów szpitali nie wie nawet jeszcze, do jakiego poziomu będą zakwalifikowani, ani do jakiego poziomu chcieliby być zakwalifikowani – mówi Dorota Korycińska.
Przy okazji pojawia się kolejny problem.
- Co jeśli podmiot dziś mający też onkologię, dojdzie do wniosku, że nie chce być w KSO, bo nie musi, to co z jego pacjentami? Jak z dostępnością, czy będą musieli dojeżdżać jeszcze dalej nic obecnie? – pyta.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)