Dlaczego lekarze nie wybierają patomorfologii? "Odpowiedzialność dotyczy każdej specjalności"
Dwa podpisy patomorfologów pod niektórymi rozpoznaniami nowotworów nie mają na celu rozłożenia odpowiedzialności. Chodzi o skłonienie patologów, przyzwyczajonych do funkcjonowania w "chórze solistów", do wymiany poglądów i do współpracy. Chodzi o stworzenie warunków do tego, by rozpoznanie było właściwe - mówi prof. Andrzej Marszałek.

- Poczucie odpowiedzialności towarzyszy nam w patomorfologii zawsze, ale z drugiej strony lekarz każdej innej specjalności również bierze na siebie odpowiedzialność - mówi prof. Andrzej Marszałek
- W patomorfologii skorzystaliśmy z mechanizmu, który polega na tym, że pod pewnymi rozpoznaniami podpisuje się nie jeden, ale dwóch lekarzy. Chodzi o stworzenie warunków do tego, by rozpoznanie było właściwe - wyjaśnia
- Jeśli chodzi o niewłaściwe docenienie patologów pod względem finansowym sądzę, że gdy wejdzie w życie JGPato, sytuacja bardzo się poprawi - wskazuje
- W kwestii przekroczonych norm formaliny, ksylenu, czy acetonu, to kryteria akredytacyjne dla zakładów patomorfologii te kwestie definiują. Teraz należy dojść do spełnienia tych wymagań - podkreśla
- Praca przy sekcji zwłok wymaga pewnego zaangażowania fizycznego i pewnych umiejętności, ale warunki się jednak zmieniły i są dalekie od wyobrażenia, jakie mają osoby pamiętające je sprzed 20.-30. lat - dodaje
Dwa podpisy pod rozpoznaniem nowotworu. "Nie chodzi o rozkładanie odpowiedzialności"
Z prof. Andrzejem Marszałkiem, konsultantem krajowym w dziedzinie patomorfologii rozmawiamy o najczęściej wskazywanych powodach, dla których lekarze decydują się na tę specjalizację rzadziej niż na inne.
Rynek Zdrowia: - Czy dotychczasowy brak zainteresowania lekarzy specjalizacją z patomorfologii wynikał z obawy przed odpowiedzialnością? Wydaje się, że z ciężarem odpowiedzialności kojarzy się ona jak mało która.
Prof. Andrzej Marszałek: - Poczucie odpowiedzialności towarzyszy nam zawsze, ale z drugiej strony lekarz każdej innej specjalności, który wypisuje receptę, czy stawia rozpoznanie, również bierze na siebie odpowiedzialność.
Różnica polega na tym, że rozpoznanie nowotworu złośliwego, a w zasadzie każde rozpoznanie histologiczne, lekarz może podpisać dopiero po zakończeniu specjalizacji z patomorfologii. W wielu innych specjalnościach pewna samodzielność istnieje już po pierwszym, drugim roku specjalizacji. W przypadku patomorfologii trzeba wytrzymać kilka lat, aby stać się samodzielnym. Trzeba mieć psychikę, która pozwoli zaakceptować fakt, że nasze możliwości są jednak ułomne.
W patomorfologii skorzystaliśmy z mechanizmu znanego np. w pediatrii i w niektórych chorobach rzadkich, który polega na tym, że pod pewnymi rozpoznaniami podpisuje się nie jeden, ale dwóch lekarzy. Do standardów akredytacyjnych zakładów patomorfologii został wprowadzony zapis, że jeśli jest to drobny wycinek z fragmentu nowotworu (w drobnym wycinku mogą decydować niuanse) i jest to pierwsze rozpoznanie nowotworu złośliwego, determinujące całą ścieżkę dalszych następstw, to takie rozpoznanie powinno być podpisane przez dwóch specjalistów.
Nie chodzi o to, że jeden specjalista nie wierzy drugiemu, nie chodzi też o rozkładanie odpowiedzialności. Chodzi o skłonienie patologów, przyzwyczajonych do funkcjonowania w „chórze solistów”, do wymiany poglądów i do współpracy. Słyszeliśmy wprawdzie głosy sprzeciwu, uznające ten zapis za kwestionowanie kompetencji lekarzy patomorfologów, ale na tej samej zasadzie możemy uznać, że konsylium wielospecjalistyczne oznacza kwestionowanie kompetencji np. chirurga przez radiologa lub odwrotnie. Tymczasem chodzi o wypracowanie konsensusu, który jest najbardziej optymalny dla pacjenta.
Odpowiedzialność oczywiście jest. Podpis pod rozpoznaniem jest potwierdzeniem, że to taki właśnie nowotwór, co dla chorego oznacza początek często bardzo ciężkiego leczenia. Dwa podpisy pod rozpoznaniem zostały wymyślone nie po to, aby je ułatwić, ale po to, aby stworzyć warunki do tego, by było ono właściwe. W standardach jest też zapisane, że jeśli patolog nie ma pełnych danych klinicznych i wszystkich informacji niezbędnych do postawienia rozpoznania, ma prawo to napisać.
Takie rozwiązania funkcjonują już w innych krajach, gdzie podchodzi się do tych kwestii pragmatycznie: praca ma iść do przodu, ale ma być bezpieczna i dla pacjenta i dla lekarza.
"Przekroczone normy formaliny, czy ksylenu oznaczają że nie powinni tam pracować ludzie"
Rynek Zdrowia: - Można też spotkać opinie, że lekarze nie garną się do specjalizacji z patomorfologii z powodu braku możliwości zarobienia dodatkowych pieniędzy na dyżurach, ale też z powodu konieczności przebywania w oparach szkodliwych substancji i w pobliżu ludzkich tkanek.
Prof. Andrzej Marszałek: - Specjalności, gdzie nie ma dyżurów, jest znacznie więcej, to nie tylko patomorfologia, ale nie ma to większego znaczenia, jeśli procedury są odpowiednio wycenione i praca jest właściwie doceniona. Tak jest np. w radiologii, okulistyce, czy kardiologii - można jeszcze wymieniać dalej - gdzie nie wszyscy specjaliści muszą dyżurować, a jednak mają się dobrze.
Jeśli chodzi o niewłaściwe docenienie patologów pod względem finansowym, sądzę, że gdy wejdzie w życie JGPato, gdzie wprost wyszło w pilotażu, ile powinny kosztować badania patomorfologiczne i praca patologa, sytuacja bardzo się poprawi.
Inną kwestią są trudne warunki pracy w zakładach patomorfologii. Jeśli w jakimś zakładzie są przekroczone normy formaliny, ksylenu, czy acetonu oznacza to tylko tyle, że nie powinni tam pracować ludzie. Byłem ostatnio na wielu wizytach akredytacyjnych i odwiedziłem wiele zakładów patomorfologii. Owszem, są i takie, które wyglądają jak z lat 50. ub. wieku, ale widziałem i takie, gdzie z przyjemnością wchodzi się do środka.
Jeśli natomiast chodzi o pobieranie materiału z materiału świeżego lub utrwalonego, istnieją systemy wentylacyjne, umożliwiające bezpieczną pracę. Jeśli nie dokonano takich inwestycji w danym zakładzie patomorfologii, należy zapytać dyrektora szpitala dlaczego ludzie pracują w warunkach, które nie powinny być dopuszczone jako miejsce pracy.
Warto przypomnieć, że kryteria akredytacyjne dla zakładów patomorfologii te kwestie definiują. Podręcznik wdrożeniowy dla standardów akredytacyjnych zawiera nawet dopuszczalne wartości stężenia ksylenu, formaliny, czy acetonu. Teraz należy dojść do spełnienia tych wymagań.
Tę sprawę trzeba też postrzegać w pewnym kontekście. Jeśli szpital został wybudowany 70 lat temu, to jakakolwiek modernizacja wiąże się z koniecznością dostosowania do obowiązujących obecnie norm. To dotyczy oczywiście również zakładów patomorfologii.
Sekcje zwłok. " Ogromny skok jakościowy w przygotowaniu środowiska pracy"
Rynek Zdrowia: - W zakres pracy patomorfologa wchodzą również sekcje zwłok. W mediach społecznościowych można znaleźć informacje o piłach, nożycach, lejącej się krwi, konieczności posiadania dużej siły fizycznej i odporności psychicznej. Jak to wygląda naprawdę? Czy uważa Pan, że to ten obszar ogranicza liczbę chętnych do tej specjalności?
Prof. Andrzej Marszałek: - Lata temu zdarzało się, że gdy jeździłem na sekcje do ośrodków położonych daleko od dużych miast, pewne rzeczy musiałam wykonywać sam. Obecnie w zakładach patomorfologii mamy techników, którzy wykonują najcięższą pracę fizyczną związaną z przygotowaniem zwłok. Sala sekcyjna musi być także odpowiednio wyposażona w nowoczesny sprzęt, co również ujęte jest w standardach akredytacyjnych. Widzimy tu ogromny skok jakościowy, jeśli chodzi o przygotowanie środowiska pracy.
Praca przy sekcji zwłok wymaga pewnego zaangażowania fizycznego i pewnych umiejętności, ale warunki się jednak zmieniły i są dalekie od wyobrażenia, jakie mają osoby pamiętające je sprzed 20.-30. lat, nie wspominając już o wcześniejszym okresie. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że wielką siłę musi mieć także chirurg wykonujący zabiegi bariatryczne, mało tego, potrzebuje jeszcze przy zabiegu czterech sanitariuszy podtrzymujących stół operacyjny, żeby się nie załamał. Tymczasem świat poszedł do przodu.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (3)