Przed nami długa i trudna droga
Dziś pacjent najpierw czeka, żeby przyjął go lekarz POZ, następnie skierował na dalszą diagnostykę lub leczenie. Potem czeka na kolejne badania, później do specjalisty lub szpitala. W tym czasie choroba się rozwija, chory krąży po kolejnych placówkach, a NFZ płaci w każdym z tych miejsc. Resort zdrowia chce zmienić ten stan rzeczy. Łatwo jednak nie będzie.

Ministerstwo zapowiada finansowanie koordynowanej opieki, a nie pojedynczych procedur i wprowadzenie koordynacji zamiast konkurencji między placówkami.
Renata Ruman-Dzido, prezes Szpitala Wojewódzkiego w Opolu Sp. z o.o., mówi, że chyba nie trzeba nikogo przekonywać do tego, że koordynowana opieka medyczna jest dobrym rozwiązaniem - zarówno z punktu widzenia pacjenta, jak i globalnych kosztów leczenia.
Bariery organizacyjne i finansowe
- Problem tkwi jednak w obecnych realiach funkcjonowania naszej ochrony zdrowia i jej finansowania. Dziś praktyczne wdrożenie koordynowanej opieki uniemożliwiają nam m.in. zasady kontraktowania przyjęte przez płatnika - mówi prezes Ruman-Dzido.
Jak wskazuje, niewiele szpitali ma obecnie bazę w postaci przychodni wielospecjalistycznych, które by umożliwiały koordynowanie świadczeń przez ścisłe powiązanie leczenia ambulatoryjnego z hospitalizacją.
- Na rynku jest wysyp różnego rodzaju placówek medycznych, często bardzo wąsko wyspecjalizowanych, które nie mają zaplecza diagnostycznego. Zasada przyjęta przez Fundusz - każdemu dać trochę - sprawiła, że część dużych wielospecjalistycznych poradni straciła kontrakty na rzecz tych mniejszych podmiotów - mówi Renata Ruman-Dzido.
- W efekcie mamy duże rozdrobnienie, a to nie sprzyja płynnej koordynacji leczenia pacjenta - dodaje. Zwraca uwagę, że pewne zasady przyjęte przez NFZ uniemożliwiają np. szpitalom przyjmowanie pacjentów w ramach diagnostyki jednego dnia i standardowego leczenia.
- Zgodnie z obowiązującym zarządzeniem prezesa NFZ, świadczeniodawca, posiadający umowę w danym zakresie w ramach hospitalizacji, nie może jednocześnie zawrzeć umowy obejmującej hospitalizację planowej i/lub tzw. leczenie jednego dnia - przypomina prezes opolskiej lecznicy.
Wskazuje, że obecne przepisy uniemożliwiają pełne wykorzystanie potencjału szpitala. Na przykład w zakresie gastroenterologii opolska placówka mogłaby zajmować się w ramach hospitalizacji cięższymi przypadkami, ale także w ramach planowej hospitalizacji wykonywać np. poszerzoną diagnostykę, natomiast w formule leczenia jednego dnia, m.in. zabiegi endoskopowe.
Nie znamy historii pacjenta
Zasada płacenia za procedury, jaką przyjął NFZ, prowadzi też do tego, że zamiast skupić się na wyleczeniu chorego w sposób kompleksowy, placówki skupiają się na pojedynczych świadczeniach. To, niestety, także sprzyja powielaniu tych samych badań, procedur, wykonywanych w różnych miejscach, a pacjent ma poczucie zagubienia się w zawiłościach systemu.
- To trochę tak jakby płatnik nie rozumiał, że opieka medyczna polegająca na powiązaniu poradni z oddziałami szpitalnymi, diagnostyką, rehabilitacją jest ważna ze względu na szybsze osiągnięcie celów medycznych. To kosztuje, ale z pewnością jest bardziej racjonalne - zaznacza Ruman-Dzido.
Eksperci od dawna postulują, aby płatnik odszedł od finansowania części terapii, ale pokrywał koszt systemowego zajęcia się pacjentem. To jednak zdecydowanie trudniejsze do zrealizowania zadanie.
Nie chodzi tylko o kwestie finansowe. Kolejną barierą jest brak współpracy we wzajemnych relacjach: lecznictwa szpitalnego, ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, podstawowej opieki zdrowotnej.
- Żeby udało się zintegrować kolejne etapy leczenia pacjenta, poszczególni uczestnicy systemu muszą mieć wgląd w historię pacjenta. Dziś tego brakuje - mówi nam dr Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.
- Dlatego nie ma powiązania ani merytorycznego, ani organizacyjnego całego procesu leczenia. Stąd powielane badania diagnostyczne, wydawanie sprzecznych zaleceń - dodaje.
Na razie panuje chaos
Podkreśla, że obecnie jesteśmy w opozycji do koordynowanego systemu opieki, bo w ochronie zdrowia panuje chaos. - Jeżeli pacjent musi wyjść z POZ, bo jego stan zdrowia wymaga leczenia na innym etapie, to nie ma on szansy na płynne przejście np. do AOS. Już łatwiej jest mu trafić do lecznictwa szpitalnego. W wielu przypadkach jednak i to udaje się bardzo późno, z negatywnymi skutkami dla stanu zdrowia - komentuje.
Dr Sutkowski przypomina, że droga do opieki specjalistycznej wciąż jest trudna, a to nie jest bez znaczenia dla stanu zdrowia chorego, czy jego zaangażowania w terapię. - Widzą to rządzący i starają się zbliżyć specjalistów do podstawowej opieki, na razie z różnym skutkiem - stwierdza.
Doskwiera brak informacji
Nasz rozmówca przyznaje, że obecnie lekarzom rodzinnym najbardziej utrudnia pracę brak informacji zwrotnej od specjalistów. Ci, chociaż zgodnie z przepisami powinni przynajmniej raz do roku skierować informację dotyczącą procesu leczenia danego chorego do jego lekarza rodzinnego, zwykle się z tego nie wywiązują.
- Specjaliści chyba nie rozumieją tego, że bez informacji zwrotnej co do leków, planowanych zabiegów czy koniecznej rehabilitacji trudno nam jest skutecznie opiekować się chorym. Pewnie jest to też pochodna kolejek i braku czasu tych lekarzy, co nie oznacza, że nie należy tego zmienić - podkreśla dr Sutkowski.
Dodaje, że NFZ praktycznie nie wyciąga żadnych konsekwencji z braku takiej współpracy pomiędzy AOS i POZ. Jak podkreśla, aspiracją lekarzy rodzinnych jest, aby to oni stali się koordynatorami systemu, w którym pacjent płynnie i bezpiecznie porusza się pomiędzy poszczególnymi etapami leczenia.
Nie wszędzie ten model się przyjął
Michał Sutkowski przypomina, że nie we wszystkich krajach wprowadzenie koordynowanej opieki zakończyło się powodzeniem. - To bardzo trudny proces i nie da się opracować jednego szablonu, który przełoży się na wszystkie placówki i te od razu zaczną ze sobą płynnie współpracować, szczególnie przy tak dużym rozdrobnieniu świadczeń jak w naszym kraju - przyznaje dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.
W jej opinii pogodzenie interesów: POZ, AOS i lecznictwa szpitalnego wymaga przede wszystkim zrozumienia, że współpraca po prostu się opłaca, a z koordynowaną opieką mamy do czynienia tylko wtedy, gdy na rynku usług medycznych działają sieci współpracujących ze sobą podmiotów (przychodnie, szpitale itd.)
Konieczna jest zmiana postaw personelu
- Niestety, zmiana pewnych postaw personelu medycznego może okazać się najtrudniejszym zadaniem przy wdrażaniu systemu koordynowanej opieki medycznej, ale koniecznym - podkreśla dr Gałązka-Sobotka.
- W przypadku pacjentów z wielochorobowością brak wymiany informacji dotyczących ordynowanych leków lub zleconych zabiegów może wręcz okazać się zabójczy i tę świadomość musi mieć personel medyczny. W końcu wszyscy chcą, by pacjent był zdrowy - zaznacza.
- Oczywiście, lepsza komunikacja wymaga także nowoczesnych narzędzi informacyjnych, aby zapewnić personelowi wgląd w historię chorego - zastrzega Małgorzata Gałązka-Sobotka.
Przypomina, że w systemie należy także wskazać, kto jest odpowiedzialny za koordynowanie leczenia pacjenta. - Dziś takiej osoby nie ma. Często mówi się, że powinien to być lekarz rodzinny. Jednak ten w obecnych warunkach został zepchnięty do roli specjalisty od wydawania skierowań - podsumowuje dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)