Paweł Trawkowski, nowy szef Gilead Polska: stawiamy na dialog z płatnikiem i budowanie współpracy
Od maja 2023 roku polski oddział koncernu Gilead ma nowego General Managera. Paweł Trawkowski stawia na dialog z płatnikiem, budowanie współpracyi możliwości negocjacji, wraz z nowymi rejestracjami, szczególniew obszarze onkologii.

Luiza Jakubiak, Rynek Zdrowia: W holu firmy są wystawione nagrody. Niektóre za działania edukacyjne spółki, ale część jest za pana osiągnięcia sportowe. Rower, biegi. Lubi pan taką aktywność?
Paweł Trawkowski, General Manager Gilead Polska: Środowisko zawodowe, w którym pracuję, obfituje w taką ilość bodźców z różnych stron, że taka aktywność pomaga mi poukładać myśli. Sport uprawiam systematycznie i to praktycznie codziennie. Aktywny poranek to najlepszy moment, żeby uspokoić myśli, zastanowić się, co chciałbym zrobić dziś, jutro, jak również przez cały nadchodzący tydzień. Aktywność fizyczna pomaga mi się skoncentrować. Osoby, które mnie znają, mówią, że jestem bardzo dobrze zorganizowany. Mówiąc prosto – planuję i realizuję.
Ma pan bardzo duże doświadczenie pracy w środowisku międzynarodowym. Skąd decyzja o zmianie i przejściu na stanowisko General Managera kierującego polskim oddziałem Gilead?
Rzeczywiście, to duża zmiana. W sumie w firmach farmaceutycznych pracuję od 26 lat. W Gilead od 13 lat, czyli praktycznie od początku istnienia spółki w Polsce. Przez 8 lat pracowałem w strukturach regionalnych, a przez ostatnie 4 lata jako dyrektor finansowy odpowiadający za region Australii, Kanady i Europy.
Wiedziałem, że ostatnio w polskim systemie ochrony zdrowia wydarzyło się wiele pozytywnych zmian i uznałem, że to dobry moment, żeby wrócić do pracy w kraju. Kiedy tylko nadarzyła się taka możliwość, zaaplikowałem na stanowisko, przeszedłem cały proces rekrutacji, który zakończył się dla mnie korzystnie. I tak właśnie od maja zacząłem moją nową zawodową przygodę.
Praca w regionie oznaczała pewnie częste wyjazdy. Chęć spędzania więcej czasu z rodziną też była motywatorem?
Tak, oczywiście, to też był czynnik, który brałem pod uwagę, aplikując na to stanowisko. Rzeczywiście przez ostatnie 8 lat, mimo że cały czas mieszkałem w Polsce, żyłem „na walizkach”, spędzając w podróżach służbowych ponad 40 tygodni w roku. Najczęściej pracowałem z naszej centrali regionalnej w Londynie, ale były to też loty do innych państw Europy i Bliskiego Wschodu oraz podróże do Kanady, Australii i Stanów Zjednoczonych.
Przechodzi pan nie tylko z pozycji globalnej do lokalnej, ale też z funkcji finansowej na menedżerską. To będzie dla pana zupełnie nowe doświadczenie?
W Gilead wsparcie finansowe i to, czym się zajmowałem, jest bardzo mocno powiązane z biznesem, który też zawsze mnie interesował. Nie bez znaczenia jest też to, że w firmie na każdym poziomie funkcjonujemy w zespołach, które nazywamy cross-funkcyjnymi. General Manager ma ostatnie słowo, ale głównym organem jest zespół zarządczy. Tak to działa na poziomie kraju, jak i regionu.
Znakomita większość tematów jest poruszana na forum zespołu, również decyzje podejmowane są gremialnie. Ta forma funkcjonowania firmy dała mi możliwość bliskiej współpracy z menedżerami, kierownikami działów i szefami regionów. Znam osoby, który kształtują strategie zarówno w regionie, jak i w naszej centrali w Foster City, co daje mi możliwość skorzystania z wewnętrznych doświadczeń organizacji firmy. Dlatego dzisiaj jest mi łatwiej, jeśli chodzi o kwestie zarządcze.
Jednocześnie dało mi to pogląd na różny sposób działania firmy w różnych częściach świata. Na początku mojej przygody regionalnej byłem odpowiedzialny jako szef finansowy za region, który składał się z takich krajów jak Portugalia, Polska, Czechy, Grecja, ale też Bliski Wschód, Izrael, Rosja i Turcja. Każdy z tych krajów miał swoją specyfikę i wprowadzał dużo ciekawych rozwiązań. To doświadczenie przygotowało mnie na sytuacje i potencjalne problemy, z którymi mogę się spotkać w przyszłości i dało wiedzę, jak sobie z nimi poradzić.
Miałem okazję poznać różne systemy opieki zdrowotnej w poszczególnych krajach, odmienne systemy refundacyjne, włącznie z inną rolą i znaczeniem poszczególnych interesariuszy, którzy funkcjonują w sferze ochrony zdrowia: organizacji pacjenckich, pozarządowych, organizacji branżowych i agend rządowych.
Jeśli chodzi o znaczenie interesariuszy, jakie są te różnice w porównaniu do Polski?
Myślę, że w wielu krajach występuje dużo większe partnerstwo publiczno-prywatne, a współpraca ta opiera się na głębokim dialogu i zaufaniu. Na koniec dnia liczy się przecież interes pacjenta i to on spaja ten świat decydentów i biznesu.
Z uwagi na pracę w regionie był pan przez ostatnie lata trochę poza centrum polskiej polityki lekowej. Co pana zaskoczyło po powrocie?
Na pewno zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie ustawa o Funduszu Medycznym. To jest krok milowy na drodze do polepszenia dostępu do innowacji. Przez wiele lat Polska była w ostatniej fali krajów, które dopuszczały do refundacji innowacyjne terapie. Teraz jest możliwość rozmowy z płatnikiem, by takie terapie wprowadzić szybko. To się dzieje i jako Gilead możemy stanowić przykład, że te najbardziej innowacyjne technologie są już dziś w ramach Funduszu Medycznego finansowane w bardzo krótkim czasie, czasami nawet szybciej niż w krajach Europy Zachodniej.
Mówimy o terapii w potrójnie ujemnym raku piersi.
Tak. Zgodnie z ideą, która nam przyświeca, w centrum uwagi stawiamy przede wszystkim dobro pacjenta. Skoro mamy terapię dla grupy pacjentek, dla których dotychczas nie było alternatywy, to trudno sobie wyobrazić, by nie rozpocząć dialogu z płatnikiem. Nasz lek został wysoko oceniony przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji i po nadaniu mu przez Ministra Zdrowia statusu innowacyjności, przeznaczony do procedowania w ramach szybkiej ścieżki Funduszu Medycznego. W ciągu niecałych 60 dni doszliśmy do porozumienia i ta terapia jest już dostępna. Pacjentki, które miały niekorzystne rokowania, mają dziś szansę odnieść wymierne korzyści terapeutyczne. To bardzo optymistyczne!
Myśli pan, że doświadczenie finansowe będzie dodatkowym atutem w kierowaniu firmą w Polsce?
Wszystkie firmy, które są notowane na giełdzie i mają pewną odpowiedzialność wobec swoich udziałowców, z całą pewnością bardzo mocno będą patrzyły na swoje wyniki finansowe. Jeśli zdarza się, że nie mają w swoim portfolio innowacyjnych leków, ich portfolio jest mało dojrzałe albo mają do czynienia z utratą wyłączności, to oczywiście wiąże się to z potrzebą planowania strategii finansowych.
Natomiast jeśli chodzi o firmę Gilead, to dzisiaj kwestie wyłączności dla naszych głównych produktów są zabezpieczone na wiele lat i mamy jasną strategię stworzoną kilka lat temu przez nowy zarząd.
Nasz główny obszar zainteresowania to niezmiennie zakażenia wirusowe – obecnie prowadzona jest na tym polu duża liczba badań klinicznych. Kilka lat temu firma podjęła też strategiczną decyzję o rozszerzeniu naszych głównych obszarów o onkologię. Poczyniliśmy też istotne inwestycje w terapie komórkowe, które pozwoliły nam ubiegać się o pozycję lidera w hematoonkologii. Mamy też wspomniany już lek dla pacjentek cierpiących na potrójnie ujemnego raka piersi. Toczą się badania w zakresie kolejnych wskazań, które zakończą się – mam nadzieję – nowymi rejestracjami.
Jakie projekty są najbardziej zaawansowane?
W trzeciej fazie badań klinicznych są terapie ze wskazaniem do stosowania w nowotworach płuca i pęcherza. Niedługo dowiemy się, jakie są wyniki skuteczności dla tych grup pacjentów. Oczekiwany czas rejestracji to przełom 2024 i 2025 roku.
Gilead ma w swoim portfolio remdesiwir, który idealnie znalazł się w czasie, kiedy wybuchła pandemia COVID-19. Na ile kompetencje firmy w danej dziedzinie terapeutycznej mają znaczenie w rozwoju leków?
Historia remdesiwiru jest rzeczywiście ciekawa, bowiem pokazuje, jaką nasza firma stworzyła bazę naukową, jeśli chodzi o znajomość zakażeń spowodowanych wirusami. Remdesiwir to lek, który był testowany do stosowania w innych wirusach, a w momencie, kiedy wybuchła pandemia COVID-19, okazało się, że działa również przeciw SARS-CoV-2 i wielu pacjentów po otrzymaniu leku może uniknąć śmierci. Największym naszym wrogiem był paradoksalnie nie sam wirus, lecz czas. Dynamiczny rozwój pandemii nie pozwalał na standardowe działania. Wszystkie etapy wprowadzania leku do obrotu musiały przebiegać znacznie szybciej niż zwykle.
Co innego jest robić badania i produkować niewielkie ilości leku na potrzeby badań klinicznych, a co innego jest przestawić się nagle na wielkoskalową produkcję, która ma zabezpieczyć wielomilionowy popyt.
Początkowo cykl produkcyjny remdesiwiru był liczony na około 9 miesięcy. Firma musiała podjąć ogromny wysiłek, żeby po pierwsze zoptymalizować ten proces, a po drugie, żeby jak najszybciej wytworzyć odpowiednie ilości leku dla czekających na niego pacjentów. To była sytuacja stresująca dla wszystkich w firmie.
Ostatnio mamy do czynienia z lekami, na które nagle jest ogromny popyt. Producent staje się niejako ofiarą własnego sukcesu, jest nieprzygotowany na to, mając problem z zaspokojeniem rynkowego popytu. A myślałam, że erę blockbusterów mamy już za sobą.
To są takie „ciekawe” blockbustery, które egzystują albo w bardzo wąskich wskazaniach, albo w sytuacjach, o których mało kto mógłby powiedzieć, że za chwilę staną się problemem. Takim globalnym problemem była właśnie pandemia.
Nawet kiedy już byliśmy w stanie produkować remdesiwir w większej ilości, to wciąż była kropla w morzu potrzeb. W celu zabezpieczenia potrzeb pacjentów, nie patrząc na wizję zysku, pierwsze serie produktu przekazywaliśmy nieodpłatnie do różnych krajów. Wybór krajów następował w oparciu o dane populacyjne, a w przypadku UE, żeby nie faworyzować jednych krajów wobec innych, wybór pozostawiliśmy decyzji Komisji Europejskiej. Dzięki temu lek trafił w tym samym czasie do pacjentów w całej Europie, w tym również do Polski. To była bardzo korzystna sytuacja dla naszego kraju, ponieważ polscy lekarze mieli szansę doświadczyć działania leku w tym samym czasie, co lekarze włoscy, niemieccy czy francuscy.
Najwyraźniej choroby zakaźne, również te, których dzisiaj jeszcze nie znamy, będą nam stale towarzyszyć. Na jakich obszarach „zakaźnych” firma będzie się koncentrować?
Rzeczywiście wielu ekspertów mówi, że jest tylko kwestią czasu, kiedy pojawi się nowa choroba zakaźna. Dlatego dalej poszukujemy różnych cząsteczek na zakażenia wirusowe.
Jeśli chodzi o kierunki, to z całą pewnością pozostaną w naszym zainteresowaniu zakażeni wirusem HIV. To jest cały czas ten obszar, w którym jesteśmy bardzo aktywni. Mówi się czasami o poszukiwaniu leku, który wyleczy z wirusa. Myślę jednak, że to jeszcze długa droga. Na razie możemy zaoferować terapię trójkową, stosowaną raz dziennie w postaci jednej tabletki.
Nowy obszar, którym się teraz zajmujemy, to zakażenia HDV – wirus zapalenia wątroby typu D, który występuje w koinfekcji z HBV. W takich krajach jak Francja czy Niemcy pacjenci już przyjmują terapie. W Polsce ten problem zdrowotny jest mało znany i nie mamy nawet dobrych danych epidemiologicznych, nie mówiąc o diagnostyce i procedurach terapeutycznych.
Czy ten brak dobrych danych i rejestrów to jest duży problem w naszym kraju?
Zdecydowanie. Nawet mniejsze kraje mają lepsze rozwiązania. Na przykład Izrael był w stanie stworzyć system cyfrowy, w którym można zapisać całą ścieżkę terapeutyczną pacjenta od początku do końca. Dzięki temu przed laty, kiedy na rynek wchodziła terapia przeciwko HCV, Izrael był w stanie bez dużych dodatkowych nakładów zmobilizować pacjentów, żeby pojawili się w systemie i mogli być leczeni. Dzisiaj są na dobrej drodze do całkowitej eliminacji tego wirusa. Z kolei w Wielkiej Brytanii lekarze mają dostęp do systemu, który dzięki zdefiniowanym kryteriom wskazuje do przetestowania pacjentów w kierunku zakażenia HCV.
Brakuje nam sprawnego systemu informatycznego, który pozwoliłby mierzyć i monitorować całą ścieżkę pacjenta oraz wykorzystywać te dane do profilaktyki. Obecne narzędzia nie są ukierunkowane na zarządzanie opieką zdrowotną całościowo i nie dają możliwości korzystania w pełni z dobrodziejstw XXI wieku.
Co jest teraz dla pana największym wyzwaniem na nowym stanowisku?
Tym, nad czym będziemy pracowali teraz w naszej firmie, jest nawiązywanie dialogu z płatnikiem, budowanie współpracy i podejścia do negocjacji, wraz z nowymi rejestracjami, szczególnie w obszarze onkologii. Teraz rzeczywiście poświęcam temu dużo więcej czasu i staram się jak najwięcej nauczyć, tudzież odświeżyć swoją wiedzę.
Widzę też dla siebie wyzwania, jeśli chodzi o obszary terapeutyczne, w których jest obecna nasza firma. Skuteczność i bezpieczeństwo naszych terapii są oparte na głębokiej wiedzy i nauce medycznej. Jeśli chcę mocniej pracować ze środowiskiem medycznym, to ewidentnie muszę się jeszcze douczyć wielu rzeczy.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)