Zbierała pieniądze w kościołach, szkołach, internecie. Rak okazał się fikcją
40-latka, matka dwójki dzieci, metodą "na współczucie" zebrała 400 tys. zł na walkę z nowotworem. Okazało się jednak, że nie jest chora. W miejscu jej zamieszkania policja zabezpieczyła torebki, portfele i smartfony. Gotówki jednak nie znaleziono.

W maju 2019 r. w sieci pojawiły się dramatyczne apele 40-latki, która prosiła o wsparcie w walce z bardzo rzadkim nowotworem. Ludzie zaczęli wpłacać pieniądze, zorganizowano też maraton zumby, były zbiórki w kościołach i szkołach. Historię kobiety opisały lokalne media (m.in. "Tygodnik Siedlecki"), w pomoc zaangażowało się siedleckie stowarzyszenie RakOut. Utworzono nawet specjalną stronę z licytacjami dla "chorej", na której ludzie wystawiali swoje przedmioty.
Jak przyznaje Natalia Serementa, organizatorka licytacji, w akcji wzięło udział ponad 1300 osób, odbyło się ponad 500 aukcji.
Oszustwo wyszło na jaw, gdy 40-latka zamieściła w sieci fałszywą fakturę za lek. Dziennikarka „Tygodnika Siedleckiego”, która zajmowała się sprawą, zawiadomiła prokuraturę, a kobieta została zatrzymana przez policję - dowiadujemy się z programu Uwaga! TVN, który opisał całą sprawę.
Okazało się, że "chora" nie leczyła się onkologicznie; w miejscu zamieszkania nie znaleziono żadnej dokumentacji lekarskiej, były za to torebki, portfele i drogie telefony. Podczas przesłuchania kobieta przyznała, że fikcyjna choroba była jej "sposobem na życie", a zebrane pieniądze przeznaczała na bieżące potrzeby.
Więcej: uwaga.tvn.pl
ZOBACZ KOMENTARZE (0)