Wreszcie się doczekaliśmy: UE uznała kwalifikacje polskich pielęgniarek
Parlament Europejski uznał kwalifikacje polskich pielęgniarek, które ukończyły licea medyczne przed polską akcesją do Unii. Grażyna Rogala-Pawelczyk, prezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych przyznaje w rozmowie z Rynkiem Zdrowia, że to doskonała wiadomość dla blisko 70 proc. polskich pielęgniarek, które do tej pory były w pewien sposób dyskryminowane przez Unię.

Rynek Zdrowia: - Co ta decyzja w pani ocenie oznacza dla polskich pielęgniarek?
Grażyna Rogala-Pawelczyk: - Pielęgniarki, które przed 2004 rokiem kończyły licea medyczne nie miały automatycznie przyznawanych kwalifikacji zawodowych na terenie państw członkowskich UE. W związku z tym nie mogły swobodnie podejmować pracy w innych krajach unijnych. Musiały albo ukończyć studia pomostowe, kończące się licencjatem, albo podejmować inne działania, które pozwoliłyby im pracować w wybranym kraju UE. Nierzadko wysokowykwalifikowane pielęgniarki podejmowały pracę na terenie Unii na stanowiskach opiekunów czy innych pomocniczych w opiece nad osobami chorymi i niepełnosprawnymi.
Jednocześnie polskie pielęgniarki i pielęgniarze cieszyli się bardzo dobra opinią jako pracownicy, profesjonaliści o wysokim poziomie wiedzy i umiejętności. Fakt, że po prawie 10 latach udało się tą sprawę zakończyć jest olbrzymim sukcesem środowiska. Do tej pory wielotysięczna grupa polskich pielęgniarek była w pewien sposób dyskryminowana przez UE.
Natomiast z całą pewnością decyzja Parlamentu Europejskiego po pierwsze jest uznaniem, że polski system kształcenia pielęgniarek tak naprawdę nie różnił się bardzo od systemu europejskiego. To uznanie kwalifikacji ma również charakter prestiżowy, mamy takie samo wykształcenie, jak inne pielęgniarki. Śmiem twierdzić, że nawet dużo wyższe niż pielęgniarki w niektórych krajach. Zdobyliśmy to potwierdzenie, w związku z tym jest to ewidentnie sukces naszej grupy zawodowej i tych osób, które nie ustawały w działaniach na rzecz zmiany zapisów dyrektywy o uznaniu kwalifikacji zawodowych.
- Czy w takim razie powinniśmy zacząć obawiać się, że pielęgniarki uzyskując automatyczne prawo wykonywania zawodu we wszystkich krajach członkowskich UE, zaczną masowo opuszczać Polskę?
- Nie, tego bym się bardzo nie obawiała. Jednak należy podkreślić, że zmiany w dyrektywie UE przede wszystkim dadzą polskim pielęgniarkom możliwość swobodnego poruszania się po rynku pracy w ramach tzw. rynku wewnętrznego krajów UE. Należy wskazać, że w ostatnich latach rocznie ponad 1000 pielęgniarek zwróciło się do okręgowych izb o wydanie dokumentów, które pozwalają im na podjęcie pracy w Europie Zachodniej. Ile z nich tę pracę w efekcie podejmuje, trudno nam powiedzieć.
Trzeba też pamiętać, że unijne uznawanie kwalifikacji zawodowych dotyczy pielęgniarek, które mają dość długi staż zawodowy i pewną stabilną sytuację w Polsce - związaną z rodziną, wiekiem. Dlatego nie wydaje mi się, żeby groziło nam zjawisko emigracji zarobkowej w szerszej skali, niż obecnie. Problemem natomiast jest i będzie malejąca liczba osób chętnych do wykonywania tego pięknego i niezwykle trudnego zawodu.
- Czego dotyczyły główne zastrzeżenie, za sprawą których przez blisko 10 lat Unia nie chciała zrównać w prawach zawodowych polskich pielęgniarek?
- Nasze starania o uznanie praw pielęgniarek po liceach zawodowych rozpoczęły się w momencie akcesji Polski do Unii Europejskiej, która, niestety, wskazywała wówczas, że w systemie kształcenia w liceach medycznych istniały różnice w teoretycznej i praktycznej edukacji zawodowej. Tak naprawdę można było z tym polemizować, podjęto więc próbę wykazania, że to kształcenie jest bardzo porównywalne, a różnice programowe są naprawdę niewielkie.
Potem dano pielęgniarkom możliwość uzupełniania wykształcenia na studiach pomostowych. Dopiero jednak obecne uznanie zdobytych kwalifikacji umożliwia naszym pielęgniarkom pełną mobilność zawodową. Głosowanie Parlamentu Europejskiego (9 października br. - red.) pokazało, że uznano wreszcie, iż różnice w kształceniu nie były tak znaczne i automatyczne uznawanie kwalifikacji jest możliwe.
My naprawdę nie jesteśmy inaczej czy gorzej wykształcone niż pielęgniarki w innych krajach. Dla nas ważna jest w tej chwili ta świadomość, że możemy pracować w każdym kraju UE. Skoro jesteśmy obywatelami państwa, który jest członkiem UE, to powinniśmy mieć prawo do jednakowego traktowania na unijnym rynku pracy.
Nie możemy zapominać, że jest to olbrzymi sukces grupy osób i instytucji: związku zawodowego pielęgniarek i położnych, samorządu zawodowego pielęgniarek i położnych, Departamentu Pielęgniarek i Położnych w MZ, europosłów, którzy wspierali nas w tych działaniach.
- Czy w jakiś sposób zmieni to także sytuację pielęgniarek i położnych w naszym kraju, czy ta grypa zawodowa będzie bardziej doceniana?
- Jeśli rząd, decydenci, NFZ nie zaczną inaczej patrzeć na naszą grupę zawodową, jeżeli nie zostaną podjęte intensywne działania zmierzające po pierwsze do poprawy warunków pracy i przyjrzenia się temu, co się dzieje w związku z ustawą o emeryturach pomostowych, z wydłużeniem stażu pracy pielęgniarki do 67 lat, to myślę, że za jakiś czas może nam grozić masowy exodus tej grupy zawodowej za granicę. Dotyczyć to będzie jednak tych młodszych pielęgniarek.
Jeżeli będą miały świadomość, że muszą w Polsce pracować do 67. roku życia za ok. 2000-2500 zł w trak trudnych warunkach jak teraz, gdzie na jedną pielęgniarkę przypada 40 pacjentów, bez urlopu na poratowanie zdrowia, możliwości wcześniejszego przechodzenia na emeryturę, czy szeregu innych działań wspierających, to wybiorą Unię, gdzie zarobią kilka tysięcy euro, a na emeryturę wrócą ewentualnie do kraju.
- Ten scenariusz nie wróży nic dobrego polskim pacjentom. Co w takim razie radziłaby pani decydentom?
- Trzeba pamiętać, że jesteśmy bardzo szybko starzejącą się grupą zawodową. Statystyczna polska pielęgniarka ma ok. 47 lat, a położna ok. 48 lat. W rejestrze zawodowym są jeszcze pielęgniarki, które mają siedemdziesiąt i więcej lat. Mamy nawet jedną dziewięćdziesięciolatkę. Już dziś bezpośrednio w opiece nad pacjentem wskaźnik liczby pielęgniarek na 1000 mieszkańców w Polsce wynosi 5,4, podczas gdy w Czechach - 8,1, w Wielkiej Brytanii - 9,1 a w Niemczech - 11,3. A będzie jeszcze gorzej.
W tej chwili na ponad 200 tys. pielęgniarek, najwięcej mamy tych w przedziale wiekowym 41-45 lat - prawie 50 tys. Potem 51-55 lat - 47 tys., 56-60 lat - 34 tys. Do tego trzeba dodać, że Polska to starzejące się społeczeństwo, które będzie wymagało opieki pielęgnacyjnej, w większym stopniu niż naprawczo-lekarskiej, dlatego rząd musi szybko zacząć działać.
Ważne jest promowanie zawodu m.in. przez przyznanie pielęgniarstwu statusu zawodu zamawianego. Tak, jak dzieje się to w przypadku kierunków i zawodów technicznych. Pamiętajmy, że w latach 2020-25 odejdzie z naszego zawodu ponad 30 tys. osób, a w następnym dziesięcioleciu ubędzie kolejne kilkadziesiąt tysięcy pielęgniarek.
Z analiz NIPiP wynika, że w 2035 roku będzie nas już tylko ok. 190 tys. Jeśli nie zachęcimy w młodzieży, żeby wybierała zawód pielęgniarki, a aktywne zawodowo przedstawicielki tej profesji do pozostania w Polsce, to muszę powiedzieć, że nad polskimi pacjentami zbierają się czarne chmury.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)