W sądach 15 tys. spraw o wynagrodzenia. "Sytuacja zdaje się poprawiać na korzyść pielęgniarek"
Do sądów trafiło prawie 15 tys. pozwów pielęgniarek i położnych dotyczących wynagrodzeń - wynika z danych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. - Wiele szpitali chce dzisiaj rozmawiać o ugodzie. To następstwo kształtującej się linii orzeczniczej, która jest zdecydowanie korzystna dla pielęgniarek - mówi w rozmowie z Rynkiem Zdrowia adwokat Teresa Kaczyńska-Kochaniec.

- Zdaniem mec. Teresy Kaczyńskiej-Kochaniec ilość spraw sądowych dotyczących wynagrodzeń pielęgniarek to nie tylko wynik złych przepisów, ale też efekt badania przez niektórych zarządzających, na ile mogą sobie pozwolić w kreatywnej interpretacji przepisów
- Podkreśla także, że tych spraw w ogóle nie powinno być. - W państwie prawa niedopuszczalna jest sytuacja, w której jeden podmiot interpretuje przepisy w jeden sposób, a inny, w zupełnie odmienny - podkreśla
- Jak opowiada, wiele szpitali chce dzisiaj rozmawiać o ugodzie. - To z pewnością następstwo kształtującej się linii orzeczniczej, która jest zdecydowanie korzystna dla pielęgniarek i położnych - wyjaśnia
Ekspertka: każdy interpretuje przepisy według swojego uznania
Rynek Zdrowia: Pani mecenas, w Polsce toczy się przed sądami ok. 15 tys. spraw z powództwa pielęgniarek i położnych dotyczących wynagrodzeń. Gdzie leży przyczyna tak ogromnej liczby postępowań sądowych? Wadliwej ustawy o najniższym wynagrodzeniu, braku pieniędzy w szpitalach? Jeszcze gdzieś indziej?
Teresa Kaczyńska-Kochaniec: Z mojego doświadczenia wynika, że tam, gdzie te sprawy trafiły do sądu, przyczyną nie zawsze jest brak pieniędzy w szpitalu. W mojej ocenie nie jest to także wyłącznie kwestia niedoskonałości przepisów regulujących zasady wynagradzania pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych.
Jestem zdania, że to, co się aktualnie dzieje w niektórych podmiotach leczniczych, to bardziej efekt badania przez niektórych zarządzających szpitalami, jak dalece mogą sobie pozwolić w zakresie kreatywnej interpretacji przepisów. Uważam, że niektórzy pracodawcy robią to w taki sposób, aby generować oszczędności na najliczniejszej i najlepiej wykształconej kadrze pielęgniarskiej.
Powiedział pan o 15 tysiącach spraw, które trafiły do sądów. Sama prowadzę ich kilkaset. W mojej ocenie to jest o 15 tysięcy sądowych postępowań za dużo. Tych spraw w ogóle nie powinno być, bo w państwie prawa niedopuszczalna jest sytuacja, w której jeden podmiot leczniczy interpretuje przepisy w jeden sposób, a inny, w zupełnie odmienny, ze szkodą dla pracowników.
Z mojego doświadczenia wynika, że niektóre podmioty lecznicze silą się na taką interpretację, zgodnie z która od 1 lipca 2022 r. mamy zupełnie nową rzeczywistość prawną jeżeli chodzi o sposób zaszeregowania pracowników podmiotów leczniczych do właściwych grup zawodowych. Nie zgadzam się z tą argumentacją i sądu, które dotychczas wydały korzystne dla pielęgniarek i położnych rozstrzygnięcia, również.
Z tego co obserwuję, uczestnicząc w postępowaniach, i z tego co słyszę na salach sądowych, rzeczywiście czasem podnoszone są argumenty, że środki przekazane na wzrost wynagrodzeń są niewystarczające. Proszę mi jednak wierzyć, że jest także grupa podmiotów leczniczych, które absolutnie nie twierdzą, że chodzi o pieniądze, co bardzo podkreślają. W takich przypadkach akcentowana jest niezależność decyzyjną osoby zarządzającej szpitalem.
To moim zdaniem jest niedopuszczalne w świetle przepisów. W szczególności, jeżeli weźmiemy pod uwagę gwarancyjny charakter ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Celem tej ustawy było zagwarantowanie minimalnego, jednolitego poziomu wynagrodzeń zasadniczych pracowników podmiotów leczniczych w całym kraju.
Wspólny mianownik? "Szukanie przez niektóre podmioty lecznicze oszczędności"
Nie wszystkie sprawy sądowe w przypadku pielęgniarek mają jednakowy charakter. Jedne dotyczą dyskryminacji płacowej – naruszenia zasady za taką samą pracę należy się takie samo wynagrodzenie. Inne dotyczą zmiany umów o pracę i degradację pielęgniarek i położnych do niższych grup zaszeregowania. Jeszcze inne dotyczą niewypłacania należnego wynagrodzenia. Jest jakiś wspólny mianownik tych spraw?
Moim zdaniem takim wspólnym mianownikiem jest szukanie przez niektóre podmioty lecznicze oszczędności kosztem jednej, najliczniejszej grupy zawodowej. W sądach reprezentuję wyłącznie osoby, które domagają się uznawania przez pracodawców ich kwalifikacji zawodowych i zaszeregowania do odpowiadającej temu grupy płacowej.
Sama jestem młodą matką i wiem, ile mnie kosztowało równoległe zdobywanie odpowiednich uprawnień i kwalifikacji z pogodzeniem obowiązków rodzinnych. Całym serce jestem za tymi pielęgniarkami i położnymi, które domagają się uznania ich wykształcenia i zdobytych kwalifikacji. Przecież od lat było wiadomo, że poziom wynagrodzenia minimalnego będzie uzależniony od poziomu wykształcenia i zdobytych uprawnień. Takie podejście jest racjonalne, zgodne z przepisami i nie wolno tych zasad łamać.
Czy korzystniejsze nie byłyby w przypadku kilkunastu, czasem kilkudziesięciu spraw pielęgniarek z jednej placówki, złożenie do sądu pozwu zbiorowego? Nie byłaby to krótsza droga do sukcesu?
Sprawy, które prowadzę, dotyczą roszczeń o zapłatę zaległego wynagrodzenia lub uznania za bezskuteczne wypowiedzeń zmieniających. W przypadku każdej osoby składany jest indywidualny pozew, niezależnie czy to jest grupa dziesięciu osób, czy ponad stu osób, jak np. w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach. Moim zdaniem postępowanie grupowe wiąże się z szeregiem dodatkowych wymogów formalnych, a to przekłada się na szybkość postępowania.
My nie idziemy z pozwami grupowymi, ponieważ w mojej ocenie pozew o zapłatę jest najszybszą drogą, aby uzyskać zaległe pieniądze, i najtańszą, bo nie ma opłaty sądowej. W tej chwili roszczenia pielęgniarek i położnych, które nie mają wypłacanych wynagrodzeń zgodnie z obowiązującymi przepisami od 1 lipca ubiegłego roku, sięgają kwoty od 25 do ponad 30 tysięcy złotych.
Cały czas jest to kwota poniżej 50 tysięcy złotych i w związku z tym pracownik jest zwolniony z opłaty od pozwu. Co istotne, aby sąd rozpoznający sprawę w ogóle mógł zasądzić żądane dalsze wynagrodzenie (zasadnicze i tzw. pochodne) to i tak musi najpierw ustalić, do jakiej grupy powinien być zaszeregowany pracownik.
Gdy ruszyła fala pozwów (przełom roku 2022 i 2023), początkowo pielęgniarki i położne w zdecydowanej większości przypadków decydowały się na złożenie pozwów obejmujących roszczenie częściowe. Uważałam, że jeżeli mamy spór co do zasady, czyli co do tego, do której grupy zawodowej powinien zostać zaszeregowany dany pracownik, to niech ten spór rozstrzygnie, właśnie co do zasady, sąd. Takie rozwiązanie ograniczało do niezbędnego minimum koszty procesowe dla obu stron procesu.
Stałam na stanowisku, że jeżeli sąd zajmie stanowisko, że pielęgniarka powinna być zaszeregowana w grupie drugiej, to pracodawca — mając na uwadze zasady dyscypliny finansów publicznych — dobrowolnie wypłaci pracownikowi całą resztę kwoty należnej zgodnie z tym zaszeregowaniem. Ta strategia, jak to bywa w życiu, nie wszędzie odniosła sukces. I tak na przykład w szpitalu najbliższemu mojemu sercu w Wysokiem Mazowieckiem (woj. podlaskie), konieczne było złożenie pozwów o pozostałą, należną pracownikom część wynagrodzenia, bo na szpitalu nie zrobiło wrażenia stanowisko sądu i prawomocne rozstrzygnięcie co do zasady sporu.
Podwyżki od 1 lipca 2023. "Sytuacja zdaje się poprawiać na korzyść pielęgniarek"
Przed sądami toczą się cięgle sprawy dotyczące wypłat dla pielęgniarek i położnych, zgodnie z ustawą o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia, dotyczące tzw. pierwszej transzy podwyżek obowiązujących od 1 lipca 2022 roku. W lipcu tego roku zgodnie z zapisami ustawy weszły w życie kolejne podwyżki. Czy powtarza się sytuacja z ubiegłego roku i sądy zaleje kolejna fala pozwów pielęgniarek i położnych?
W mojej ocenie sytuacja pod tym względem bardzo powoli, ale systematycznie, poprawia się. Kiedy ruszała pierwsza fala pozwów pielęgniarek i położnych to zarówno szpitale, jak i część pracowników czekała, aby przekonać, w jakim kierunku się ta sytuacja rozwinie. Gdybyśmy rozmawiali jeszcze w maju, to większość pracodawców, z którymi spotykam się w sądach, nie chciała rozmawiać o polubownym zakończeniu sporu.
Po wysypie wyroków sądowych w pierwszej instancji w maju i czerwcu, między innymi w Skarżysku-Kamiennej, w Jędrzejowie, w Sandomierzu, czy w Suwałkach, zwłaszcza w województwie świętokrzyskim, jednym najbardziej „opornym” w stosowaniu przepisów ustawy, sytuacja zdaje się poprawiać na korzyść pielęgniarek i położnych, przy czym na wyniki rozmów i mediacji musimy jeszcze poczekać.
Jak dużo prowadzi pani takich spraw z upoważnienia pielęgniarek i położnych? Ile udało się doprowadzić do pomyślnego zakończenia i wyroków satysfakcjonujących tych, które pani reprezentuje przed sądem?
Nie podam dokładnej liczby, ale takich spraw jest już kilkaset. Tak jak już wspominałam, bardzo ważną zmianą jest to, że wiele szpitali chce dzisiaj rozmawiać o ugodzie. To z pewnością następstwo kształtującej się linii orzeczniczej, która jest zdecydowanie korzystna dla pielęgniarek i położnych, które zostały nieprawidłowo zaszeregowane do grup zawodowych nieodpowiadających kwalifikacjom dotychczas wymaganym na zajmowanych przez te pielęgniarki i położne stanowiskach.
Korzystając z okazji, chciałabym zaapelować do zarządzających podmiotami leczniczymi, którzy mają jeszcze jakieś wątpliwości dotyczące interpretacji przepisów ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, żeby sięgnęli do orzeczeń, które już zostały wydane przez sądy i żeby usiedli do konstruktywnych rozmów ze swoim personelem, jeżeli są w nim w sporze.
Sprawy, które toczą się przed sądami, nie są nikomu potrzebne, tym bardziej że są bardzo kosztowne. O ile pracownik w sprawie o zapłatę jest zwolniony z opłaty sądowej (tzw. wpisu) z mocy prawa, to w przypadku przegranej, to pracodawca ponosi koszty sądowe. Tak naprawdę za te procesy płacimy my wszyscy, jako podatnicy, bo na budżety podmiotów leczniczych „zrzucamy się” wszyscy, płacąc podatki.
Zawsze brakowało, brakuje i pewnie będzie brakowało pieniędzy w ochronie zdrowia. Dlaczego mają one być marnotrawione na nikomu niepotrzebne procesy sądowe?
Teresa Kaczyńska-Kochaniec, adwokat, która reprezentując pielęgniarki ze szpitala w Wysokiem Mazowieckiem, wygrała w grudniu minionego roku jedną z pierwszych tego typu spraw. Dziś prowadzi ich kilkaset.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (24)