Krew nie dla Iksińskiego - dla każdego
Centra krwiodawstwa przestają wydawać zaświadczenia, że oddana krew trafi na rzecz konkretnego pacjenta. Narodowe Centrum Krwi z tych oświadczeń się wycofuje.

Do tej pory praktyką było, że osoby, który odpowiedziały na apel, dostawały imienne zaświadczenia o oddaniu krwi "na rzecz konkretnej osoby", które przedstawiały w szpitalu.
Zaświadczenie - choć nie jest na nim napisane wprost, że krew trafi do konkretnego chorego, ale jest "zbierana na jego rzecz" - wprowadza w błąd. Sugeruje, że krew jest "znaczona", zarezerwowana dla określonej osoby, a tak przecież nie jest. Pacjenci otrzymują krew z istniejących zasobów.
Krzysztof Olbromski, dyrektor Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Poznaniu, wyjaśnia, że krew oddana przez rodzinę czy znajomych wyrównuje jedynie rezerwę w banku.
Jolanta Antoniewicz-Papis, dyrektor Narodowego Centrum Krwi, podkreśla z kolei, że przepisy nie dzielą biorców na lepszych i gorszych. Każdy ma równe prawa do korzystania z krwi z publicznego banku. Ponadto nieuczciwe jest stawienie przez szpital sprawy na zasadzie "oddasz krew, będzie zabieg".
Czy brak wskazania konkretnego odbiorcy krwi nie spowoduje, że ludzie przestaną reagować na apele?
Narodowe Centrum Krwi twierdzi, że ważniejsze jest, by rzetelnie informować i edukować Polaków o zasadach krwiodawstwa, i zachęcać do stałego oddawania krwi. - Takie akcje mogą odbywać się dalej. Chodzi tylko o to, by ludzie mieli świadomość, na jakich zasadach opiera się idea krwiodawstwa. Te zasady muszą być transparentne - mówi Jolanta Antoniewicz-Papis.
Więcej: www.gazeta.pl
ZOBACZ KOMENTARZE (0)