Recepta na rozszczelnienie
Recepta może być dzisiaj pisana na dowolnym skrawku papieru, może być kwadratowa lub okrągła, może mieć rubryki wskazane w rozporządzeniu, ale nie musi - pisze dla portalu rynekzdrowia.pl dr Jacek Paszkiewicz, prezes Narodowego Funduszu Zdrowia.

W dniu 8 marca 2012 r. weszło w życie bardzo istotne rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie recept lekarskich. Istotne z tego powodu, że zmieniło całą filozofię dotyczącą sposobu traktowania recepty. Dotychczas recepta była dokumentem, na podstawie którego pacjent otrzymywał określoną korzyść finansową w postaci niższej ceny leku. Część odpłatności za lek, której pacjent nie płacił w aptece, była refundowana aptece przez NFZ.
W takim rozumieniu recepta zawsze była istotnym dokumentem, dowodem podczas kontroli czy postępowania sądowego. W tym między innymi celu zostały określone zasady jej przepisywania, znormalizowany został format oraz nadana unikalna numeracja.
Jednakże po 8 marca wiele się zmieniło.
Taki wzór
Otóż 21 marca Ministerstwo Zdrowia komunikatem swojego rzecznika stwierdziło, że - cytuję - „recepta, która zawiera wszystkie niezbędne dane przewidziane rozporządzeniem, może być zrealizowana także w sytuacji, gdy rozmieszczenie danych nie odpowiada poszczególnym częściom wzoru recepty lub gdy recepta odbiega od wzoru pod względem graficznym lub ma odmienny od określonego w przepisach rozmiar i kształt”.
Okazuje się więc, że recepta może być dzisiaj pisana na dowolnym skrawku papieru, może być kwadratowa lub okrągła, może mieć rubryki wskazane w rozporządzeniu, ale może też ich nie mieć, a w polu danych pacjenta można wpisać nazwę leku albo datę lub odwrotnie. Pozostaje tylko zapytać: to po co w ogóle określano wzór recepty?
Idąc dalej, definicja czytelności według ministerstwa jest zupełnie nieczytelna. Otóż - znowu cytuję komunikat opublikowany na stronie Ministerstwa Zdrowia − „receptę uważa się za czytelną, jeżeli na jej podstawie osoba realizująca receptę wydała lek zgodnie z ordynacją lekarską wynikającą z dokumentacji medycznej”.
Czyli - zygzak jest czytelną nazwą leku. W ten sposób sprowadzono dokument, jakim niedawno jeszcze była recepta, do roli świstka, na którym można umieścić dowolne gryzmoły. W efekcie pacjent nie ma już żadnej gwarancji, że to, co zostało mu wydane, jest tym, co lekarz zleci, a jedynie wynikiem takiej lub innej interpretacji Bogu ducha winnego aptekarza.
Sprawozdawczość, czyli fikcja
Ciekawa jest również definicja ilości. Według komunikatu: „zdecydowano o dopuszczeniu każdej formy wypisania ilości, która umożliwia jednoznaczną interpretację tej ilości przez osobę wydającą”. Do niedawna obowiązkowe były cyfry arabskie. Po 8 marca już nie. Zresztą słusznie. W końcu weszliśmy do wielkiego świata, lekarze wyjeżdżają coraz dalej, nic więc nie stoi na przeszkodzie, by cyfry wyrażać w alfabecie rzymskim (dla miłośników klasyki) lub nawet pismem klinowym, ale niekoniecznie w systemie dziesiętnym.
Największy jednak wyłom w systemie, jakiego dokonali autorzy rozporządzenia, a który w mojej ocenie będzie skutkował otwarciem olbrzymiego obszaru nieprawidłowości, prowadzących do kompletnie niekontrolowanego wypływu pieniędzy, to usankcjonowanie niezgodności między sprawozdawczością elektroniczną a dokumentem źródłowym jakim jest recepta.
Otóż 8 marca umożliwiono aptekom przekazywanie danych elektronicznych do NFZ niezgodnych ze stanem faktycznym i niemających pokrycia w dokumentach papierowych, czyli receptach. Nietrudno przewidzieć, że będzie to prowadziło do niemożliwego do skontrolowania wypływu środków publicznych. Dopuszczając rozbieżność między dokumentacją w aptece a sprawozdaniem przesłanym do NFZ, które jest podstawą zapłaty, zniweczono sens jakiejkolwiek kontroli refundacji w aptekach.
W tej sytuacji należy zadać kolejne pytanie: po co w ogóle sprawozdawczość przesyłana do NFZ, skoro może ona być fikcyjna? Następny krok to już tylko ograniczenie sprawozdawczości do faktury.
Odpowiedzialność - za co?
Inny niefortunny pomysł autorów rozporządzenia dotyczył systemu numeracji recept. Zezwolono w przepisach przejściowych na niekontrolowane zmienianie numerów recept. Miały być unikalne (22-znakowe), ale pozwolono, aby osoby wystawiające receptę mogły do unikalnych 20-znakowych numerów dodawać dwie pierwsze cyfry - 00 lub 01.
Spowoduje to realizowanie i refundowanie recept, których cyfra kontrolna nie będzie się zgadzała, a więc także takich, których numeracja mogła zostać sfałszowana, a czego w żaden sposób nie będzie można zakwestionować. Rocznie lekarze i aptekarze zgłaszają wiele przypadków fałszowania recept. Teraz NFZ i z tą informacją nie będzie mógł nic zrobić.
W tej sytuacji pozostało poinformować wszystkich zainteresowanych, że NFZ nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to, co i w jaki sposób jest w aptekach wydawane i co jest aptekom przez Fundusz refundowane. W żaden sposób nie może to też skutkować obciążaniem dyrektorów oddziałów odpowiedzialnością za naruszenie dyscypliny finansów publicznych przy ewentualnych przekroczeniach planu finansowego NFZ w pozycji „refundacja cen leków”.
Żyjemy w ciekawych czasach. Podczas, gdy prawie wszystkie europejskie państwa zmierzają do uszczelniania swoich systemów refundacyjnych, w Polsce obrano kierunek przeciwny − rozszczelnienie. Obawiam się, że na złe skutki nie trzeba będzie zbyt długo czekać.
*Śródtytuły w tekście pochodzą od redakcji.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)