Prof. Golinowska: zdrowie jest nie tylko dobrem prywatnym
Nowy szpital prywatny bez dorobku w leczeniu pacjentów, czyli bez dowodu na zapewnienie lepszej dostępności, jakości świadczeń oraz efektywności nie może domagać się kontraktu już na starcie swego funkcjonowania - dowodzi w rozmowie z portalem rynekzdrowia.pl prof. Stanisława Golinowska z Instytutu Zdrowia Publicznego Collegium Medicum UJ oraz Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych (współpracuje także z fundacją naukową CASE).

Rynek Zdrowia: - Pani profesor, jak to w końcu jest: w systemie ochrony zdrowia są pieniądze, tylko że się je marnuje i dlatego nie warto dosypywać kolejnych? Czy może rzeczywiście ich brakuje, bo potrzeby są większe, a technologie medyczne kosztowniejsze?
Stanisława Golinowska: - Realne wydatki na świadczenia zdrowotne nie wzrosły od 2008 r.; dotyczy to zarówno wydatków z NFZ, jak i z budżetu państwa. W tym roku nawet nominalnie będą takie same jak w ubiegłym. Powtarzana teza, że pieniędzy w systemie jest dosyć, tylko że są źle lokowane czy marnotrawione jest z gruntu nieprawdziwa, choć oczywiście przypadków niegospodarności też nie brakuje.
Trwa walka o pieniądze płatnika i to niejednokrotnie metodami korupcyjnymi. Państwo musi w końcu jednoznacznie określić kryteria alokacji w odniesieniu do każdego z celów, jakie ma do spełnienia sektor zdrowotny. Dlatego tak istotne jest wypracowanie odpowiednich narzędzi, czyli zdefiniowanie sieci placówek, stosowanie właściwie ocenionych procedur, czy wprowadzenie zasady planowania kształcenia oraz specjalizacji, w celu zapewnienia odpowiedniej ilość kadr medycznych. W przeliczeniu na 1000 mieszkańców mamy najniższe wskaźniki nasycenia lekarzami i pielęgniarkami w Europie!
Uważam, że niektórzy politycy, eksperci oraz dziennikarze głosząc tezę o rosnących środkach NFZ oraz promując prywatne szpitale przyczynili się do efektu powstania nadmiernej liczby nowych podmiotów leczniczych, które obecnie naciskają na Fundusz, żeby uzyskać kontrakt. Jednakże płatnik nie ma wypracowanych narzędzi podziału tych środków. Gdy ulega naciskowi nowego prywatnego podmiotu, to posługuje się argumentem równości podmiotów.
Tymczasem gdy w sektorze zdrowotnym przywołuje się zasadę równości, to chodzi o równość w zdrowiu, o równy dostęp pacjentów do usług zdrowotnych. Chodzi przecież o pacjenta, a nie o prawo zysku dla świadczeniodawcy.
- Obowiązują zasady gospodarki rynkowej i równego traktowania podmiotów, z których przedsiębiorca ma przecież prawo korzystać.
- W części rynkowej i prywatnej oczywiście obowiązują i powinny obowiązywać, ale nie w części publicznej, na którą płacimy składki i podatki. Sektor zdrowotny jest głównie sektorem publicznym, a zdrowie jest nie tylko dobrem prywatnym.
- Dlaczego prywatny podmiot leczniczy, który nie ma jeszcze dorobku ma być dyskwalifikowany, pozbawiony szans w dostępie do publicznych funduszy?
- Prywatny podmiot leczniczy powinien podejmować ryzyko w oparciu o ocenę rynku; przeanalizować, na jaki prywatny popyt może liczyć i domagać się rozwoju tego rynku. Natomiast gdy opiera swój rozwój na kontrakcie publicznym, to musi respektować publiczne zasady. Można zapytać, jak ma udowodnić, że zasady te stosuje, jeśli jeszcze nie podjął działalności? Polskim problemem jest to, że płatnik nie sformułował dostatecznie jednoznacznie tych zasad i wprowadza w błąd inwestorów.
- Ależ to rozumowanie prowadzi do petryfikacji systemu ochrony zdrowia, do tego, że nie przybywa nowych podmiotów, zanika konkurencja, jest stagnacja…
- Teraz dzieje się dokładnie odwrotnie. Powstaje bardzo wiele nowych podmiotów, także bez kontraktów z NFZ. Wraz z dynamicznie starzejącym się społeczeństwem przybywa potrzeb zdrowotnych, których nie finansuje sektor publiczny (nie ma ich w koszyku) lub za które pacjenci płacą w pełni z własnej kieszeni - mimo posiadanego ubezpieczenia zdrowotnego - ponieważ z powodu kolejek nie mają dostępu do świadczeń. Niektórzy twierdzą, że podmiotów tych powstało za dużo - tak jak aptek.
Ograniczeniem ich rozwoju jest natomiast bark kadr medycznych. Deficyt specjalistów jest obecnie najpoważniejszym mankamentem polskiego sektora zdrowotnego, zagrażającym jego funkcjonowaniu w długim okresie. Jak długo sektor zdrowotny może rozwijać się w oparciu o lekarzy pracujących na kilku etatach i pielęgniarkach, mających pod opieką kilkudziesięciu pacjentów na jednym dyżurze? To jest przecież pierwotna przyczyna dramatów, jakie mają miejsce ostatnimi czasy w niektórych szpitalach.
A konkurencja, o której pan mówi, nie powinna polegać na walce o kontrakt, lecz przede wszystkim na uzyskiwaniu wyższej jakości (i to medycznej, a nie wizerunkowej) w warunkach zdolności obywateli do płacenia za usługę.
- Załóżmy, że jestem biznesmenem. Chcę prowadzić podmiot leczniczy, a konstytucja gwarantuje mi wolność gospodarczą. Jakie mam szanse na kontrakt z NFZ, który jest nb. jedynym płatnikiem?
- Zgodnie z Konstytucją RP władze publiczne zapewniają wszystkim obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. I to jest podstawowa obligacja podmiotów sektora zdrowotnego finansowanego ze środków publicznych.
Natomiast wolność gospodarcza oznacza swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. Może więc pan prowadzić dowolną działalność gospodarczą, która jest zgodna z prawem, jednak na własne ryzyko. Nie może pan a priori zakładać, że zagwarantowany będzie miał pan popyt i to po cenie zapewniającej nadwyżkę. Żadna konstytucja w wolnym świecie tego nie gwarantuje. Dlatego też w interesie prywatnego biznesu jest to, żeby koszyk gwarantowany przez państwo był jak najmniejszy i przy tym klarownie zdefiniowany. To otwiera przestrzeń do prywatnej działalności.
- Brak dostępu do koszyka ogranicza moją wolność jako przedsiębiorcy.
- Ależ jest pan wolny w obszarze dóbr prywatnych; na rynku. Natomiast jeśli chce pan działać w obszarze dóbr publicznych, to musi pan respektować cele, jakie przyświecają sektorowi publicznemu. Na przykład nie można ze środków publicznych realizować zysku. Każda nadwyżka powinna bowiem prowadzić do zmniejszenia składki czy podatku na ochronę zdrowia.
Jeżeli w publicznym sektorze zdrowotnym pojawiają się elementy rynkowe, to dotyczą one na ogół działalności pozamedycznej. Wprowadza się wówczas zasady tzw. nowego zarządzania publicznego (NPM), np. outsourcinguje się pewne usługi, wprowadza przetargi itp. Jednak w żadnym razie te biznesowe elementy zarządzania nie mogą negować podstawowych pryncypiów ochrony zdrowia takich, jak dostępność, jakość, ciągłość leczenia, czy efektywność w gospodarowaniu zasobami. Te wartości są nadrzędne wobec zysku swobodnych świadczeniodawców.
To, o czym mówimy nie jest kwestią wolności, tylko zrozumienia, że w ochronie zdrowia mamy dwa odrębne światy: rynkowy i publiczny Wydaje mi się, że w środowisku medycznym zbyt często nie rozumie się różnicy między tym co prywatne i rynkowe, a tym, co publiczne i niewłaściwie definiuje się rolę państwa. Konieczna jest dyskusja między prawnikami, ekonomistami, etykami oraz lekarzami.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)