Polscy rezydenci za granicą: tam starsi lekarze traktują nas inaczej
Dyżury po nabraniu doświadczenia klinicznego, telefon do opiekuna w środku nocy z pytaniem, jak postępować z pacjentem. Polscy lekarze na rezydenturach opowiadają co zaskakuje ich w sposobie, w jaki są traktowani przez starszych lekarzy. To za granicą...

- Pamiętam pierwsze dni rezydentury. Lekarz prowadzący podszedł do mnie, podał rękę, a potem powiedział: „Masz jakiekolwiek wątpliwości? – pytaj! Zaczniesz dyżury, dzwoń z wątpliwościami. Pomogę" - mówi Gazecie Wyborczej Lilianna Bernaciak polska lekarka w tracie specjalizacji z interny, pracująca w niemieckim szpitalu. Tak odpowiada na pytanie o jedno z największych zaskoczeń, jakie ją spotkało, gdy rozpoczęło pracę w Niemczech.
Przyznaje, że rzeczywiście zdarzało się jej dzwonić nocą do opiekuna rezydentury z pytaniami dotyczącymi postępowania z pacjentem. - Nigdy na odprawie nie było mi to wypomniane. Wręcz przeciwnie, często kończyło się żywą dyskusją ze starszymi kolegami - opowiada lekarka.
Lekarka, Karolina Jasiak, będąca na 4 roku specjalizacji z psychiatrii w uniwersyteckim szpitalu w Szwajcarii przyznaje z kolei, że jednym z powodów, dla których tam zdecydowała się robić specjalizację są bezpośrednie i przyjazne relacje z przełożonymi. - W Polsce starsi lekarze nie traktują dobrze stażystów i rezydentów - uważa.
Lekarz na pierwszym roku specjalizacji z radiologii w w szpitalu klinicznym w Sheffield opowiada Gazecie Wyborczej z przekonaniem, że nie dostrzega barier między stażystami, rezydentami i specjalistami. Takich, które powodowałyby, że zostaje sam z wątpliwościami dotyczącymi postępowania z pacjentem.
- Zawsze miałem odczucie, że mogę o wszystko zapytać, że zawsze mogę zadzwonić do starszego rezydenta czy konsultanta i poprosić o radę. Po pracy wychodzimy z naszymi przełożonymi na miasto, jemy razem posiłki. Wszyscy mówimy sobie po imieniu. Może się wydawać, że to mało znaczące, ale młodemu lekarzowi dodaje to pewności siebie - opowiada.
Więcej: wyborcza.pl
ZOBACZ KOMENTARZE (0)