Jak chronić swoją psychikę teraz i po pandemii - radzą znani specjaliści
W marcu minie rok życia Polaków z epidemią koronawirusa i licznymi ograniczeniami w życiu zawodowym i codziennym. O to, jak chronić swoją psychikę teraz, ale i po zniesieniu obostrzeń, zapytaliśmy psychologów, psychoterapeutów i psychiatrów.

- Dobrze jest pamiętać, że ten kryzys minie
- Jeśli stan obniżonego nastroju, niepokoju czy zaburzeń snu przedłuża się, warto zaopiekować się sobą już na tym etapie
- Zbawienny w izolacji może być wpływ zwierząt, pies czy kot są bardzo wyczulone na nasze emocje
Nawet gdy pojawia się światełko w tunelu w postaci szczepionki przeciw Covid-19 i luzuje się obostrzenia, słyszymy, że stabilizacja jest ''krucha''. Napięcie i niepewność towarzyszy nam od wielu miesięcy. Co robić, by nie zwariować?
Wzmocnij fundamenty
- To, co wzmacnia naszą odporność, to proste środki - zdrowe odżywianie, odpowiednia ilość snu, utrzymywanie pewnej codziennej rutyny, plan dnia, aktywność, przede wszystkim na świeżym powietrzu. Poza tym mimo obostrzeń zawsze można gdzieś wyjechać, na przykład w góry. Warto wracać do dawnych przyjaźni, odnowić kontakty ze znajomymi - radzi Katarzyna Sarnicka, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Psychologów.
Według dr. Sławomira Murawca, psychiatry, psychoterapeuty i rzecznika prasowego Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, bardzo ważne jest zachowanie struktury dnia, planowanie czynności. - Równolegle istotne jest utrzymywanie kontaktów, relacji - chociażby poprzez komunikatory, telefon - najlepiej z takimi osobami, które nas podnoszą na duchu, motywują, a nie uprawiają czarnowidztwo - podpowiada. - Nie możemy zapominać przy tym, że te osoby mogą potrzebować naszej uwagi, a niekiedy profesjonalnej pomocy - zwraca uwagę.
Dla psychoterapeutki Cvety Dmitrovej kluczowa jest możliwość bycia i rozmawiania z ludźmi, poczucie przynależności, dostrzeżenie, że trudne emocje są też udziałem innych. Zaznacza, że podstawą jest dbanie o dobrostan związany ze snem, jedzeniem, ruchem, regularnością.
- Nie wiem, czy istnieje coś, co bardziej koi niż poczucie, że nie jest się samemu. To wyjście poza narrację o tym, że z kryzysem trzeba mierzyć się na własną rękę oraz że doświadczanie trudności, słabości, przytłoczenia jest rzeczą wstydliwą. Bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy dzisiaj poczucia orientacji w świecie. Daje je m.in. opowieść o zmaganiach ze skutkami izolacji snuta wraz z innymi ludźmi - mówi Cveta Dmitrova.
Dla psycholożki Magdaleny Bernatowicz-Bujwid bardzo ważna jest np. aktywność fizyczna, ale też czytanie książek czy medytacje. - Nie twierdzę, że załatwią sprawę i problemy znikną jak ręką odjął, jednak może to pomóc - mówi. W jaki sposób?
- To tak jak z telefonem. Żeby z niego skorzystać, musi być naładowany. Gdy my jako ludzie nie naładujemy swoich ''baterii'', którymi są wewnętrzne zasoby, możemy nie poradzić sobie z wyzwaniem np. szukania pracy. Gdy nie odpoczniemy i nie ukoimy siebie wewnętrznie, nie możemy być produktywni, bo zwyczajnie nie mamy z czego czerpać energii - zaznacza.
Katarzyna Kucewicz, psycholożka, psychoterapeutka i seksuolożka, wspomina o zbawiennym wpływie zwierząt. - W dzisiejszych czasach wiele osób docenia, jak dobrze mieć w domu psa albo kota. Czasem możliwość przytulenia zwierzęcia pozwala bardzo skutecznie poradzić sobie z samotnością. Są bardzo wyczulone na nasze emocje - zauważa.
Jest znużenie, ale też ''głód ludzi''
Jak zauważa psychiatrka i psychoterapeutka dr Katarzyna Szaulińska-Dynowska, niektórzy po początkowym okresie całkowitej samoizolacji uznali to za nieznośne i zdecydowali, iż będą widywać się ze znajomymi czy członkami rodziny albo chodzić na wspólne spacery zamiast siedzieć w domu. - Myślę, że przerażenie towarzyszące pierwszym miesiącom pandemii ustąpiło miejsca znużeniu i odsłoniło głód widzenia się z innymi - mówi.
Tu jednak pojawia się dysonans, związany z kwestią indywidualnej decyzji ważącej korzyści i ryzyko - czy spotykać się z ludźmi, czy nie - i co jest gorsze - życie w społecznej izolacji albo w kontakcie zdalnym czy wiążące się ze spotkaniami ryzyko zachorowania, na które narażamy siebie i innych.
- To, co między słowami radzę swoim pacjentom, to oczywiście nadzieja na to, że pandemia się skończy, ale też nieodkładanie swojego życia na czas ''po''. Nikt nie wie, jak to ''po'' będzie wyglądać, kiedy nadejdzie i w jakich aspektach będzie można mówić, że świat ''wrócił do siebie'', a w jakich, że przybrał nowe oblicze - tłumaczy dr Szaulińska-Dynowska.
Także psychiatrka i psychoterapeutka Maja Herman radzi, by pamiętać, ''że na końcu wszystko będzie dobrze''. - A mówiąc mniej ''memowo'', na sam początek warto nauczyć się wyrażać emocje. Nie tłumić w sobie wszystkiego, bo nie wypada, nie można, bo nieładnie się złościć, bo złość piękności szkodzi. Tymczasem to, co naprawdę szkodzi piękności naszych umysłów, to właśnie wypieranie emocji i niewyrażanie ich - złości, smutku, ale też radości. Należy pamiętać, że każdy z nas potrzebuje takiego wentylu bezpieczeństwa - podkreśla.
Katarzyna Kucewicz akcentuje, że samotność w pandemii może być czynnikiem spustowym dla depresji.
- Wszystko zależy od tego, z jakim nastawieniem podejdziemy do problemu. Dobrze jest powtarzać sobie, że to minie. Jest kryzys, ale wszyscy jesteśmy w nim zanurzeni. Cała ludzkość. Na kuli ziemskiej są miliony osób zamkniętych w czterech ścianach. Lepiej sobie radzą ci, którzy trzymają się myśli, że to się przecież musi skończyć - mówi.
Polacy skazani na prywatne leczenie?
- Jeśli stan obniżonego nastroju, niepokoju, zaburzeń snu, przedłuża się, warto zaopiekować się sobą już na tym etapie, by nie doszło np. do ciężkich epizodów depresyjnych, lękowych, prób samobójczych. Najlepiej skorzystać z konsultacji z psychologiem, który wskaże dalszą ścieżkę postępowania - mówi dr hab. Monika Talarowska, psycholożka i psychoterapeutka z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego.
Psycholożka Bernatowicz-Bujwid zaznacza, że należy pamiętać, iż w wielu przypadkach stan pandemii uwypukla już wcześniej istniejące problemy z naszą konstrukcją psychiczną. - Z jednej strony to dobrze, że ludzie potrafią się zwracać o pomoc (prywatnie - red.), z drugiej świadczy o tym, że państwo nie zapewnia wystarczającego wsparcia osobom najbardziej potrzebującym - ocenia.
Przypomina, że polskie władze i Ministerstwo Zdrowia zdecydowały się wyłączyć jeden z najbardziej rozpoznawalnych telefonów zaufania dla osób w kryzysie zdrowia psychicznego. Ponadto - jak mówi - zamknięto niektóre Centra Zdrowia Psychicznego, które świadczą bezpłatną pomoc psychologiczną, psychoterapeutyczną i psychiatryczną osobom niezamożnym. - To działania ryzykowane i wysoce nieodpowiedzialne - ocenia.
Pacjenci z problemami wymagającymi konsultacji ze specjalistą trafiają m.in. do dr Szaulińskiej-Dynowskiej. Kim są?
- To osoby, które mają zaburzenie stresowe pourazowe po wielotygodniowym pobycie w szpitalu w trakcie leczenia COVID-19. Widzieli umierających współpacjentów, doświadczyli izolacji, lęku o własne życie, przebywali nierzadko w dramatycznych warunkach sanitarnych. Inni pacjenci zjawiają się w żałobie po nagłej śmierci bliskich z powodu koronawirusa - mówi.
Wskazuje, że z kolei młodzież narzeka na brak granic.
- Do pokoju nastolatka wlewa się to, co domowe, szkolne, towarzyskie. Słyszałam o korzystaniu z nauczania zdalnego w pomieszczeniu, w którym przebywają naraz 4 osoby. Wówczas to nie samotność jest problemem, a brak przestrzeni - wylicza.
Specjalistka ma też pacjentów z zaburzeniami jedzenia o typie anoreksji i ortoreksji czy mamy, którym depresja poporodowa nakłada się na zamknięcie wielu miejsc, gdzie mogłyby spędzić czas z dzieckiem poza domem.
Po pandemii też może być trudno
- Po otwarciu życia społecznego i gospodarczego możemy mieć większą potrzebę izolowania się, także w postaci fizycznego dystansowania się od ludzi. Niektórzy będą zmagać się z traumami: śmiercią bliskiej osoby, pobytem w szpitalu, utratą pracy, stabilizacji finansowej. Może też występować większy lęk, stres przed utratą fundamentów bezpieczeństwa - finansowego, związkowego - przewiduje dr Murawiec.
Tłumaczy, że wielu osobom wydawało się, iż będą zawsze w stanie kontrolować własne życie, tymczasem okazało się, że z dnia na dzień można stracić pracę, że związek może okazać się nieszczęśliwy, rozpaść się w zmienionych okolicznościach. To - jego zdaniem - może rodzić częstsze postawy asekuracyjne, lękowe.
- Kiedy pandemia się skończy, emocje jakie tłumiliśmy, będą z nas wychodzić, zdamy sobie sprawę, w jakim stresie żyliśmy przez tyle miesięcy. Zacznie do nas docierać ciężar tej sytuacji, co może być doświadczeniem trudnym, rozbijającym emocjonalnie i niebezpiecznym. Myślę, że wówczas będzie potrzeba usprawnienia systemu wsparcia dla osób po stresie pourazowym - twierdzi z kolei Katarzyna Kucewicz.
Cveta Dmitrova konstatuje, że zderzenie się z kruchością własnego istnienia może skutkować zakwestionowaniem systemu społecznego, który promuje indywidualizm, niezależność i samowystarczalność. Tymczasem – jak mówi - jesteśmy istotami społecznymi i żadne sukcesy czy zdobycze nie zaspokoją naszych najgłębszych potrzeb w tym obszarze.
- Być może oprócz traum zobaczymy polockdownowe odkrycia ludzi, którzy uświadomili sobie, że potrzebują zmiany i którzy ją wdrażają – kończy dr Szaulińska-Dynowska.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)