Drogo w szpitalnych sklepikach
Podawane w szpitalach posiłki są niewystarczające, czasami niesmaczne. Pacjenci więc muszą coś dokupić do jedzenia, zwłaszcza ci, do których nikt z wiktuałami nie dojedzie. Tymczasem ceny w śląskich szpitalnych sklepikach zaskakują swoim wygórowaniem.

W Szpitalu im. Michałowskiego w Katowicach za jednego niedużego pomidora trzeba zapłacić złotówkę, bo jak tłumaczy ekspedientka nie ma wagi. Pół litra wody mineralnej o smaku cytrynowym kosztuje tu 2, 70 zł, podczas gdy w sklepie poza szpitalnymi murami za półtora litra tego napoju zapłacimy mniej o 70 gr – czytamy w Gazecie Wyborczej.
W jastrzębskim Szpitalu Specjalistycznego nr 2 sześć zł trzeba zapłacić za sok, który w osiedlowym markecie kosztuje dwa zł.
W Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów tłumaczą, że jest wolny rynek, dlatego nie mogą, a nawet nie mają prawa ingerować w ceny.
Katarzyna Kielar – rzecznik prasowy Inspekcji Handlowej mówi, że ceny kształtowane są przez samych sprzedawców i nikt nie ma na to wpływu. Inspektorzy mogą wkroczyć do sklepu, kiedy zaistnieje podejrzenie, że są jakieś nieprawidłowości, na przykład towar jest przeterminowany, nieoznaczony, brakuje na nim informacji o cenie.
Sposób na zbyt wysokie ceny jednak istnieje. Jest nim konkurencja. Tak właśnie podszedł do sprawy Szpital Wojewódzki pod Szyndzielnią w Bielsku-Białej. Działają w nim trzy bufety. Dzięki temu właściciele nie mogą zbytnio windować cen, bo każdy każdemu patrzy na... ceny. Różnice nie są więc zbyt wielkie, wynoszą od kilku do kilkudziesięciu groszy, a bywają artykuły, które kosztują wszędzie tyle samo.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)