Ciecierzycą i gorączką w raka, czyli zabójcze mity i teorie mają się dobrze...
Mity i teorie paramedyczne funkcjonują od dawna. Względnie nowym zjawiskiem jest potęgowanie ich siły oddziaływania przez internet, który z niespotykaną siłą rażenia rozsiewa i umacnia ignorancję oraz ''fakty alternatywne'' ubrane w naukowe szaty.

Oto przykład z dyskusji na portalu społecznościowym o szkodliwym wpływie na zdrowie żywności przetworzonej i genetycznie modyfikowanej. Wybuchła ona po opublikowaniu posta zilustrowanego mapą obrazującą m.in. zachorowania na nowotwory w poszczególnych krajach świata na 100 tys. mieszkańców. Dane są jak najbardziej wiarygodne, a źródła poważne: GUS, Krajowy Rejestr Nowotworów, WHO, International Agency for Research on Cancer.
Conspiracy theory
Z tej, jak najbardziej solidnej, podbudowy można dojść jednak do alternatywnych wniosków. ''Na nowotwory zapadają głównie ludzie z krajów zachodnich... Przypadek?'' - pyta autor wpisu.
Z dyskusji na forum wynika, że mieszkańcy Zachodu są oszukiwani i zatruwani, a zachorowalność na raka rośnie zastraszająco, to już niemal epidemia. ''Pamiętam jak jeszcze 15 lat temu w Wlk. Brytanii mówiło się, ze jedną osobę na trzy dotknie choroba nowotworowa w pewnym momencie życia, teraz to już jedna na dwie'' - stwierdza jedna z dyskutantek.
Czyja to wina? Oczywiście wielkich koncernów i wielkiego biznesu, którzy faszerują ludzi żywnością modyfikowaną genetycznie i chemicznie. Dlatego mieszkańcy Zachodu zapadają częściej na nowotwory, w przeciwieństwie do ''zdrowszych'' Afrykanów i Azjatów.
Abstrahując od kwestii GMO i zdrowej żywności, nikt z dyskutantów nie zwrócił uwagi, że istotnym czynnikiem ryzyka zachorowania na raka jest również wiek. Starzenie się organizmu wiąże się z mniejszą sprawnością układu immunologicznego, który eliminuje komórki nowotworowe. Dłuższy czas jesteśmy też pod wpływem wielu czynników rakotwórczych. Dlatego udostępnione dane pokazały tylko tyle, że wielu mieszkańców Afryki z niższą średnią życia niż w Europie po prostu, mówiąc wprost, nie miało szans dożyć raka.
Powrót do realności
- Właśnie w przypadku nowotworów złośliwych zachorowalność zależy najbardziej od wieku. Im jesteśmy starsi, tym częściej zapadamy na nowotwory. Dlatego najwięcej nowotworów jest w Japonii, gdzie ludzie najdłużej żyją - potwierdza prof. Sergiusz Nawrocki, kierownik Katedry Onkologii i Radioterapii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
Dodatkowo zależy to od jakości, czy od częstotliwości diagnostyki. W najbogatszych krajach przeprowadza się najwięcej diagnostyki o najlepszej jakości, zatem wykrywa się najwięcej nowotworów.
- Najbardziej paradoksalny przykład to rak prostaty, którego w krajach rozwiniętych przybywa w zastraszającym tempie, ale umieralność w ogóle się nie zmienia. Po prostu wykrywamy więcej wczesnych postaci tego nowotworu, ponieważ mężczyźni chodzą częściej na badanie krwi PSA - opisuje prof. Nawrocki.
Mamy zatem sztuczny wzrost zachorowalności, który jest wynikiem lepszej wykrywalności i tego, że jest więcej nowotworów, bo społeczeństwo się starzeje. Dlatego mamy najwięcej nowotworów rozpoznawanych w krajach wysokorozwiniętych.
Oczywiście, jak wyjaśnia onkolog, pewne nowotwory mają charakter, nazwijmy to, cywilizacyjny, ponieważ są związane z zachodnim trybem życia. Np. rak piersi, który zależy w największym stopniu od środowiska hormonalnego kobiety. - Nie ma to jednak nic wspólnego z genetycznie modyfikowaną żywnością, to są mity - stwierdza.
Jedyny wyjątek, gdzie zachodnia dieta wiąże się z wysokim ryzykiem zachorowania, to rak jelita grubego. Dieta wysokokaloryczna, oparta na przetworzonej żywności, pozbawiona warzyw, owoców, w połączeniu z brakiem ruchu - to ewidentnie czynniki ryzyka raka jelita grubego, którego najwięcej jest właśnie w USA, Europie Zachodniej, gdzie dominuje ten styl życia i żywienia.
Gorączka na raka
Jeśli już jednak zachorujemy na raka, to jak się leczyć? Nieufni wobec medycyny konwencjonalnej mają do dyspozycji całą paletę metod alternatywnych.
Niespełna trzy miesiące temu prof. Jacek Jassem, kierownik Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego ostrzegał na konferencji prasowej w Warszawie, że wiele terapii jest oszustwem i służy głównie wyciąganiu pieniędzy od ciężko chorych ludzi. Jako przykład podał tzw. hipertermię ogólnoustrojową, która kosztuje ok. 1,5 tys. zł za kilka zabiegów.
- W naszym kraju działa już prawie 30 ośrodków, w których ta metoda jest oferowana. Często zlokalizowane są one w pobliżu placówek onkologicznych - dodał.
Jak możemy przeczytać na stronach internetowych tych ośrodków, chodzi o ''sztucznie indukowaną gorączkę w ciele ludzkim, która uruchamia odpowiedź systemu immunologicznego, zarówno w przypadkach przewlekłych procesów zapalnych jak i złośliwych procesów nowotworowych''. Za pomocą kontrolowanego przegrzania - do 40,5°C, a niektóre placówki podają, że nawet do 42°C - rzekomo niszczy się komórki nowotworowe.
Hipertermia ogólnoustrojowa reklamowana jest jako skuteczna i nieszkodliwa metoda. - Może i jest ona nieszkodliwa, ale nie ma badań naukowych potwierdzających jej przydatność w leczeniu nowotworów - podkreślał prof. Jassem.
Fizyk z Moskwy też ma sposób
Co jeszcze może wyleczyć nas z raka? Na przykład tzw. metoda Askhara, która polega na oczyszczania organizmu za pośrednictwem układu limfatycznego. Już samo czytanie opisu tej metody budzi duży niepokój.
Na początku należy wytworzyć niedużą rankę, mniej więcej w okolicy kolana na wewnętrznej stronie łydki.
''Jest to niemal bezbolesne, ponieważ do jej wytworzenia używa się wyciśniętego czosnku, który przyłożony na kilka godzin wytwarza łatwy do usunięcia pęcherz. Pamiętając o regularnym dezynfekowaniu miejsca rany spirytusem, przykłada się do znajdującego się w niej spłycenia groch ciecierzycy'' - czytamy na stronie Leczenieraka.org.
Ciecierzyca absorbuje szkodliwe substancje wydalane przez układ limfatyczny. Jak twierdzi George Askhar, z wykształcenia fizyk, absolwent Uniwersytetu Łomonsowa w Moskwie, organizm za pośrednictwem tej otwartej furtki wydala na zewnątrz zalegające w nim toksyny, kancerogeny.
"Z początku płyn wydobywający się z rany zdaje się być 'brudny'- może wypływać bowiem zainfekowana krew, ropa i inne toksyny powodując tym samym, że skóra wokół rany staje się różowa, czasem nawet brunatna, o czarnym odcieniu''.
Po dwóch miesiącach kuracji, krew jest rzekomo w pełni oczyszczona i organizm zaczyna zwalczać chorobę.
''Paranaukowa'' podbudowa
To tylko jedna z co najmniej kilkunastu metod, które zdaniem zwolenników medycyny naturalnej mogą wyleczyć raka. Specjaliści nie negują całkowicie wszystkich tzw. komplementarnych i alternatywnych terapii onkologicznych - niektóre z nich były lub są weryfikowane. Na razie dały rozbieżne wyniki dotyczące działania przeciwnowotworowego albo są dopiero etapie badań przedklinicznych.
- Większość z nich nie została jednak jak do tej pory potwierdzona w żadnych badaniach klinicznych z udziałem pacjentów - stwierdza prof. Nawrocki.
Najbardziej szokujący w tym wszystkim jest mechanizm wykorzystywania ludzkiej niewiedzy i naiwności. Mówi się o tajemniczych polach, substancjach, cząsteczkach, bioprądach...
- Przekazywane informacje mają brzmieć tak, żeby wydawały się bardzo naukowe, skomplikowane, często niezrozumiałe. Ludzie nie wiedzą, jak to działa i dają się nabrać na totalną bzdurę - wskazuje prof. Nawrocki.
Jakie to niesie zagrożenia? - Po pierwsze takie, że pacjent czasem rezygnuje z racjonalnych metod leczenia, tych potwierdzonych przez badania kliniczne, w momencie kiedy chorobę można jeszcze wyleczyć. Traci czas i zdrowie, bo ta choroba postępuje. Jest za późno i nie jesteśmy w stanie już mu zaproponować radykalnego leczenia onkologicznego - mówi prof. Sergiusz Nawrocki.
Drugie zagrożenie to działania niepożądane substancji, preparatów czy diet alternatywnych, które ujawniają się w połączeniu z leczeniem standardowym.
W ostatecznym rozrachunku, szukający za wszelką cenę ratunku pacjent płaci za wszystko po wielokroć - pieniędzmi, zdrowiem i często życiem.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)