Brodnica: poparzony uciekł, bo czuł się "otumaniony"...
43-letni pacjent Powiatowego Szpitala w Brodnicy z oparzeniami ciała I i II stopnia uciekł ze szpitala - jak sam później twierdził - otumaniony lekami. Zdaniem dyrektora placówki, to nic dziwnego, bo szpital to nie więzienie i nie ma tygodnia, by podobne przypadki nie zdarzały się...

Na początku września mężczyzna został oblany denaturatem i podpalony. Ma poparzoną sporą częśćc ciała w tym głowę i podbrzusze. W nocy 10 września w szlafroku, z ranami błądził po brodnickich ulicach.
- Leki mnie otumaniły. Do końca nie wiem, co się dzieje w mojej głowie. Nie chciałem uciec. Zresztą, nie wiem, czego chciałem - mówi pacjent. Twierdzi, że podawane są mu środki przeciwbólowe i nasenne.
Policjanci szukali poparzonego pół nocy. Szef lecznicy twierdzi, że „nic takiego się nie stało”. Nie wiadomo, o której dokładnie godzinie personel szpitala zorientował się, że poparzony pacjent zniknął. Wiadomo, o której zgłosił ten fakt policji.
- Dyżurny przyjął takie zgłoszenie od jednej z pielęgniarek o godzinie 3.40. Chorego znaleźliśmy około 7.00 - mówi Agnieszka Szczucka, rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Brodnicy.
Marek Nowak, dyrektor lecznicy, o zajściu, jak twierdzi, dowiedział się od dziennikarzy Nowości.
- Wspomniany pacjent nie dostaje żadnych leków, które miałyby wpływ na jego umysł. Z tego, co udało mi się ustalić na podstawie rozmów z doktorem Adamem Pacem, ordynatorem oddziału chirurgicznego, i siostrą oddziałową, wynika, że mężczyzna chciał uciec - mówi dyrektor.
Marek Nowak dodaje, że obaj poparzeni to kłopotliwi pacjenci, bo próbowali na sali palić papierosy. Dlatego też z kilkuosobowego pomieszczenia trafili do klitki. Zapowiada, że obu postara się jak najszybciej wypisać z brodnickiej lecznicy.
- Ich stan nie jest ciężki, a pierwszej pomocy im udzieliliśmy. Dalej niech się leczą ambulatoryjnie - kończy dyrektor Nowak.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)