Polscy pacjenci z SM mają utrudniony dostęp do niektórych terapii
Polscy pacjenci mogą mieć pewne powody do tego, żeby nie czuć się usatysfakcjonowanymi dostępem do terapii. Mam tu na myśli szczególnie dostęp do leków najnowszej generacji - podkreśla dr hab. Alina Kułakowska, zastępca kierownika Kliniki Neurologii i Oddziału Udarowego Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.

Rynek Zdrowia: - Na jakie główne problemy napotyka w polskiej ochronie zdrowia pacjent chory na stwardnienie rozsiane? Czy są powody do niepokoju?
Doc. Alina Kułakowska: - W Polsce teoretycznie dostępne są dla chorych na SM wszystkie leki zarejestrowane na terenie UE. Jednak w grę wchodzi cena. Ze względu na to, że refundacja w ramach programów lekowych NFZ nie obejmuje wszystkich zarejestrowanych preparatów - w praktyce dostęp naszych pacjentów do niektórych terapii, szczególnie najnowszych leków doustnych, jest niemożliwy.
Również dostęp do leków, które są refundowane przez NFZ w ramach tzw. terapii drugiej linii, ze względu na bardzo restrykcyjne kryteria przejścia z terapii pierwszoliniowej na drugoliniową, jest znacznie ograniczony. Niewielu pacjentów spełnia bowiem kryteria programowe włączenia leków drugiej linii.
To są główne problemy jeśli chodzi o leczenie farmakologiczne lekami immunomodulacyjmi. Kolejną kwestią jest dostęp do najnowszych leków objawowych, takich jak np. famprydyna - lek poprawiający zdolność chodzenia. Niestety, nie jest on refundowany w naszym kraju, a preparat jest zdecydowanie za drogi dla naszych chorych.
To samo dotyczy Sativexu, który jest lekiem objawowym zarejestrowanym do leczenia spastyczności w przebiegu SM, podawanym wówczas, gdy nieskuteczne są inne leki zmniejszające napięcie mięśni.
- Rehabilitacja powinna być wpisana w codzienne życie osób z postępującymi chorobami neurologicznymi, w tym z SM. Czy polscy pacjenci mają ją zapewnioną na dostatecznym poziomie?
- Dostęp do rehabilitacji w naszym kraju wszystkich pacjentów cierpiących na przewlekłe choroby układu nerwowego, jest bardzo trudny.
Mamy zbyt mało oddziałów rehabilitacyjnych, poradni rehabilitacyjnych, a także poradni prowadzących rehabilitację w domu chorego. Zwłaszcza tej ostatniej formy pomocy wymaga wielu naszych pacjentów. Mogę powiedzieć, że dostęp do profesjonalnej, prowadzonej systematycznie rehabilitacji jest jeszcze większym problemem, niż zapewnienie leczenia farmakologicznego.
- Ilu pacjentów z SM w Polsce jest leczonych zgodnie z europejskimi standardami?
- Szacuje się, że w ośrodkach, w których prowadzimy leczenie pierwszej i drugiej linii, jedynie ok. 10 proc. pacjentów z tej grupy jest na lekach drugiej linii. Muszę przyznać, że jest to zdecydowanie za niski odsetek. Niestety, wszelkie dane liczbowe i procentowe, jeśli chodzi o populację chorych na SM są bardzo szacunkowe.
Trzeba zacząć od tego, że tak naprawdę nie wiemy dokładnie ilu mamy chorych na stwardnienie rozsiane w naszym kraju.
Nie ma wiarygodnych danych epidemiologicznych na ten temat. Mówi się o 30-40 tys. pacjentów, ale niektóre publikacje szacują, że chorych jest nawet 60 tys. W tej sytuacji trudno oceniać ilu chorych w ogóle nie otrzymuje leczenia, a ilu leczonych jest poniżej europejskich standardów.
- Jak pani ocenia nowe terapie, które pojawiły się na rynku? Które z nich mają przełomowe znaczenie dla chorych?
- Prawdziwym przełomem było zarejestrowanie ponad dwadzieścia lat temu pierwszego preparatu interferonu beta - pierwszego leku, który wykazał korzystny wpływ na naturalny przebieg postaci rzutowo-remitującej stwardnienia rozsianego.
Wszystkie zarejestrowane później preparaty, a jest ich w tej chwili ponad dziesięć, wpływają na proces zapalny toczący się w przebiegu SM, wykorzystując jednak różne mechanizmy działania.
Rozpoczynając leczenie nigdy nie mamy pewności czy zastosowany lek okaże się skuteczny w danym przypadku, zwłaszcza, że ciągle nie dysponujemy wiarygodnymi markerami, które mogłyby nam ułatwić właściwy dobór leku. Stąd tak ważny jest dostęp do jak najszerszej puli leków, aby móc w praktyce, nieraz metodą prób i błędów, dobrać jak najwłaściwszy lek dla danego chorego.
Na pewno bardzo ważną rzeczą, dla niektórych chorych wręcz przełomową, było opracowanie terapii doustnych. Z tego co wiemy dziś, leki immunomodulacyjne powinny być stosowane u danego pacjenta tak długo, jak długo są skuteczne i nie wywołują działań niepożądanych, które nie pozwalałyby na ich stosowanie.
Tymczasem przewlekłe podawanie leków w iniekcjach z czasem staje się dużym problemem praktycznie dla każdego pacjenta. Wprowadzenie terapii doustnych było więc na pewno było bardzo pozytywnym momentem w historii terapii SM.
Niestety, w Polsce w ramach refundacji, dostępny jest tylko jeden preparat doustny : fingolimod - stosowany jako lek drugiego rzutu. Leki pierwszej linii, które są zarejestrowane, takie jak fumaran dimetylu czy teriflunomid nadal nie są w Polsce refundowane. Dlatego pacjenci w naszym kraju nadal skazani są na leki pierwszego rzutu podawane w formie iniekcji wykonywanych średnio kilka razy w tygodniu.
- Czy pani zdaniem te dwa nowe leki doustne: fumaran dimetylu i teriflunomid mogą być dobrą alternatywą dla stosowanych u nas obecnie leków pierwszej linii, czyli preparatów interferonu beta i octanu glatirameru?
- Zdecydowanie tak. Myślę, że szczególnie pozytywnie można wypowiedzieć się o fumaranie dimetylu. Preparat ten wydaje się być lekiem obiecującym, gdyż z jednej strony jest skuteczny (raczej skuteczniejszy niż preparaty pierwszej linii podawane w formie iniekcji), a jednocześnie jest stosunkowo bezpieczny, nie obarczony dużą liczbą ciężkich działań niepożądanych.
Ponadto, co ważne dla pacjenta, jest preparatem podawanym doustnie. Z tego co widzimy obserwując sytuację pacjentów chorych na SM w krajach Europy Zachodniej i USA ,wielu z nich zmienia terapię z leków parenteralnych na ten właśnie preparat doustny. Do końca kwietnia 2015 roku ponad 150 tys. pacjentów na świecie było leczonych tym lekiem.
Jeśli chodzi o teriflunomid, który jest również lekiem doustnym, wykazującym wysoką skuteczność i bezpieczeństwo działania, pewnym problemem może być kwestia rozrodczości.
Oczywiście żaden lek immunomodulacyjny nie może być stosowany w ciąży, a każda pacjentka decydująca się na tego typu leczenie powinna stosować skuteczną antykoncepcję, ale w przypadku teriflunamidu wymagany jest stosunkowo długi (ponad półroczny) odstęp czasowy pomiędzy odstawieniem leku a planowanym poczęciem - co może być istotną kwestią dla młodych pacjentek leczonych z powodu SM.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)