OZZL: rezydent - niechciany element systemu?
Nasze państwo zrobi wszystko, żeby w ochronie zdrowia nie było normalnie. Bodźcem do takich działań jest okrągła sumka 20 miliardów złotych, których na już brakuje w systemie publicznej ochrony zdrowia - ocenia Zdzisław Szramik, wiceprzewodniczący ZK OZZL, komentując plan resortu zdrowia w zakresie rezydentur finansowanych w formie kredytu.

"Kredyt ów byłby spłacany poprzez pracę w publicznych podmiotach leczniczych i umarzany po przepracowaniu tylu lat, ile trwała rezydentura. Decyzję tę wiceminister zdrowia Krzysztof Chlebus tłumaczył koniecznością zatrzymania świeżo upieczonych specjalistów w kraju, którzy do tej pory nie umieli docenić ogromu łaski, jaką otrzymali od naszego państwa i wyjeżdżali do pracy w innych krajach" - przypomina Zdzisław Szramik.
"Pomysł ministerstwa zdrowia nie jest taki świeży i odkrywczy. (…) W jednym z rzeszowskich szpitali specjalizujący się lekarz otrzymywał jedną czwartą stawki godzinowej innych kolegów za dyżury. Pracodawca uzasadniał taką niską płacę tym, że ów lekarz ma możność uczenia się i dlatego powinien być wdzięczny, że dostaje cokolwiek." - opisuje.
"Inny przykład to zabranie rezydentom dodatków do pensji, wywalczonych w czasie strajku w 2007 roku, pod groźbą wyrzucenia z pracy i przerwania specjalizacji - wszyscy rezydenci, w obawie przed utratą możliwości kontynuowania specjalizacji, "dobrowolnie” podpisali rezygnację z dodatków. Przykłady te pokazują, że owi pracodawcy, jak i wysocy urzędnicy ministerstwa zdrowia, chodzili do tej samej szkoły" - dodaje.
Więcej: http://www.ozzl.org.pl/
"Pomysł ministerstwa zdrowia nie jest taki świeży i odkrywczy. (…) W jednym z rzeszowskich szpitali specjalizujący się lekarz otrzymywał jedną czwartą stawki godzinowej innych kolegów za dyżury. Pracodawca uzasadniał taką niską płacę tym, że ów lekarz ma możność uczenia się i dlatego powinien być wdzięczny, że dostaje cokolwiek." - opisuje.
"Inny przykład to zabranie rezydentom dodatków do pensji, wywalczonych w czasie strajku w 2007 roku, pod groźbą wyrzucenia z pracy i przerwania specjalizacji - wszyscy rezydenci, w obawie przed utratą możliwości kontynuowania specjalizacji, "dobrowolnie” podpisali rezygnację z dodatków. Przykłady te pokazują, że owi pracodawcy, jak i wysocy urzędnicy ministerstwa zdrowia, chodzili do tej samej szkoły" - dodaje.
Więcej: http://www.ozzl.org.pl/
ZOBACZ KOMENTARZE (0)