Samorząd lekarski szykuje się do wyborów. Matyja: zamierzam kandydować
Musimy doceniać wkład młodego pokolenia w rozwój samorządu. Nie możemy stracić łączności pokoleniowej, a tym bardziej doprowadzać do jakiś wewnętrznych „wojenek” - mówi Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej komentując wybory w okręgowych izbach. I zapowiada, że zamierza ubiegać się o kolejną kadencję w Radzie.

- 12-14 maja 2022 r. odbędzie się XV Krajowy Zjazd Lekarzy
- Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej w rozmowie z Rynkiem Zdrowia zapowiada, że będzie ubiegał się o kolejną kadencję
- Prezes podsumowuje też wybory w okręgowych izbach lekarskich i odnosi się do słów prof. Jacka Różańskiego, który w niedawnym wywiadzie dla "Pulsu Medycyny" powiedział, że "młodzi działacze nie rozumieją, na czym polega rola samorządu lekarskiego"
- Andrzej Matyja komentuje też procedowane ustawy o szpitalnictwie i jakości w ochronie zdrowia i podsumowuje współpracę z Ministerstwem Zdrowia
Paulina Gumowska, Rynek Zdrowia: Czy ustawę o reformie szpitalnictwa w obecnym kształcie da się obronić?
Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej: Jeśli jest tyle zastrzeżeń do projektu to znaczy, że jest do kosza. Należy w nim ująć uwagi środowisk medycznych. Nie możemy wprowadzać zmian czy też nowych przepisów o działaniu systemu bez włączenia głosu tych, których w tym systemie pracują i są jego częścią.
Ale czy jest dzisiaj czas i przestrzeń, żeby napisać tę ustawę od nowa? Może lepiej pracować nad tym co jest?
W naszej legislacji jest tak, że jak coś ktoś napisze i to ujrzy światło dzienne, to zmiany, jeżeli już są, to są kosmetyczne. Poza tym nie wszystko musimy pisać od nowa. Jest wiele dobrze funkcjonujących systemów ochrony zdrowia, z których warto czerpać rozwiązania. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie możemy przekładać ich 1:1 na polskie realia z różnych powodów: głównie finansowo- kadrowych. Ale nie twórzmy znowu jakiejś efemerydy.
Ochrona zdrowia to specyficzny dział gospodarczy, ale jeżeli będziemy patrzeć tylko na wyniki finansowe i słupki znowu będzie najbardziej poszkodowany pacjent.
Panie prezesie, dobrze wiemy, że na słupki w ochronie zdrowia trzeba patrzeć w bezwzględny sposób, bo inaczej system upadnie.
Oczywiście musimy liczyć i wiedzieć „ile to kosztuje”. Przez ostatnie lata nauczyliśmy się tego bardzo dobrze. Zarówno decydenci: rząd i płatnik, ale i kierujący podmiotami leczniczymi. I tutaj jest problem. My pokazujemy wyliczenia, wskazujemy, że procedury są niedoszacowane, że powodują zadłużenia, że wzrost cen i zabójcza inflacja prowadzą do ogromnych problemów finansowych, a rządzący nie słuchają i ślepo upierają się przy swoim rozwiązaniu. A w ostateczności reforma skupi się przede wszystkim na wymianie kadry zarządzającej w szpitalach, odsunie się wielu świetnych specjalistów tylko dlatego, że nie będą mieli skończonych studiów MBA.
Otwarcie okna i wpuszczenie świeżego powietrza zawsze działa ożywczo. Wyjście ze strefy komfortu też.
To jest wylewanie dziecka z kąpielą. Mówimy w wielu przypadkach o dyrektorach, którzy mają skończone studia z zarządzania ochroną zdrowia na prestiżowych uczelniach, a my im mówimy: to się nie liczy, musisz mieć MBA, Twoje doświadczenie i wiedza są niewystarczające.
Ale gdy popatrzymy na dyrektorów szpitali przez pryzmat zwykłych pracowników, którzy pracują przez lata w jednym miejscu, to dobrze wiemy, że w naturalny sposób tracą szeroką perspektywę. Wysłanie ich na studia, jeśli dobrze rozumiem intencje MZ w tym zakresie, ma być poszerzaniem ich wiedzy, np. o nowe sposoby zarządzania.
Jasne. Ale jaką wartość mogą mieć trzysemestralne studia, które za chwilę będą dostępne na każdej uczelni? Reforma będzie świetnym pretekstem, by usunąć jednych dyrektorów i włożyć w ich miejsce „swoich”. A sam pomysł MZ wciąż nie rozwiązuje kluczowego problemu: dyrektorzy czy ze skończonymi studiami MBA czy bez będą odpowiadali za coś na co nie mają wpływu. Bo o ile dziś wykonanie procedur jest w Polsce na najwyższym światowym poziomie, to ich wycena odbiega od standardów. Dyrektor szpitala w tym zakresie ma związane ręce.
Wraca temat ustawy o jakości, który przycichł na kilka miesięcy. Adam Niedzielski zapowiada, że ustawa wejdzie w życie w 2023 roku. Kontrowersje budzi system no fault, który z jednej strony, jak mówi minister „jest trudny politycznie”, a z drugiej nie jest tym, czego oczekuje środowisko lekarskie.
Kolejna ustawa, która rodzi się w bólach. Biorę udział w pracach nad nią. Rozmawiamy, dochodzimy do porozumienia, jak to powinno wyglądać. I wówczas odbywa się ogromna, nagłośniona konferencja o bezpieczeństwie pacjenta. Bez nas. Tego nie rozumiem.O co jest ta gra? Znów się próbuje nas oszukać? Nie tędy droga.
Jako samorząd lekarski traktowani jesteśmy przez Ministerstwo Zdrowia jako opozycja polityczna, która chciałaby przejąć władzę. To bzdura.
Nasze podpowiedzi, stanowiska wynikają z naszego doświadczenia, bezpośredniego kontaktu z pacjentem, a nie zza biurka, nie na podstawie wykresów matematycznych i statystycznych wyliczeń. System ochrony zdrowia to nie ciąg produkcyjny, to nie zakład pracy.
I tak jest ze wszystkim. Rozmawiamy z ministerstwem, dyskutujemy, a na końcu nic z tych rozmów nie wynika, nadal nie bierze się nas na poważnie. Daje się nam iluzoryczne poczucie współpracy.
O czym to świadczy? O sile ministerstwa czy waszej – samorządu bezradności?
O słabości ministerstwa, które zamyka się w czterech ścianach i rozmawia tylko z tymi, którzy są im przychylni. Nie można reformować systemu bez udziału wszystkich zainteresowanych. A tak to teraz wygląda.
Zostaje wam walenie głową w ścianę? Tak brzmi to co pan mówi.
Możemy być konsekwentni i wytrwali. Musimy wskazywać błędy, proponować nowe rozwiązania. To możemy i to będziemy robić. Nie możemy przecież milczeć, kiedy np. mówimy o bezpieczeństwie pacjentów i nas, pracowników ochrony zdrowia. te dwie wartości są nierozerwalne, tworzą jedność, bez jednej nie da się utrzymać drugiej.
Przed państwem wyborczy Krajowy Zjazd Lekarzy, niedawno odbywały się wybory w okręgowych izbach. Jak pan ocenia to co się dzieje w regionach? Młode pokolenie przejmuje stery?
Jest wręcz odwrotnie, jeśli popatrzymy na liczby. W porównaniu do 2018 roku zmniejszyła się liczba delegatów reprezentująca najmłodsze pokolenie. I tu jestem zaskoczony. Nie wiem dlaczego nie chcą zaangażować się w życie samorządu i walczyć o prawa wszystkich lekarzy i lekarzy dentystów, a tym samym o swoich pacjentów.
Zwiększyła się natomiast liczba delegatów w grupie 31 – 40 lat. To jeszcze pokłosie protestu rezydentów z 2017 roku, te osoby wciąż są aktywne i chcą działać.
Ważnym elementem jest też wzrost nowych delegatów na nasz zjazd, bo to daje nadzieję na nowe podejście, pomysły, inną perspektywę.
Martwi mnie natomiast, że są okręgowe izby, w których spadła ogólna liczba delegatów. Trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego tak się stało, jakie błędy popełniła izba, że nie udało się zmobilizować środowiska, czy straciliśmy zaufanie lekarzy? Trudno mi to w tej chwili oceniać, przyjdzie na to czas.
Prof. Jacek Różański, komentując wyniki w okręgowych izbach, powiedział w wywiadzie dla „Pulsu Medycyny”, że młodzi działacze nie rozumieją na czym polega rola samorządu lekarskiego. Podziela pan tę opinię?
Musimy doceniać wkład młodego pokolenia w rozwój samorządu. Nie możemy stracić łączności pokoleniowej, a tym bardziej doprowadzać do jakiś wewnętrznych „wojenek”. Owszem, nie zawsze się ze sobą zgadzamy, mamy odmienne poglądy, ale zawsze stałem na stanowisku, że z takich sytuacji trzeba wyciągać wnioski, nie wolno się obrażać.
Często mówię moim studentom, że uczenie się medycyny nie polega tylko na zdobywaniu wiedzy od kierownika specjalizacji, ale to uczenie się od każdego, kto w tym systemie pracuje.
My często ze względu na wiek uzurpujemy sobie prawo do posiadania racji. Ale młodzi też mają rację! Musimy się uzupełniać i czerpać od siebie nawzajem.
Obie strony mogą na tym tylko zyskać, choć uważam, że nie ma tutaj stron. Każdy z obecnych samorządowców kiedyś był przedstawicielem nowego pokolenia, które charakteryzuje się czasem beztroską odwagą i zapałem do zmiany, postawienia na swoim. My ten zapał wciąż mamy, samorząd jest dla nas swojego rodzaju misją, obowiązkiem wobec środowiska, ale zostaliśmy też zweryfikowani przez system. To też ich czeka, dlatego musimy wykorzystać tę nową siłę, ale i też zebrane doświadczenia, wesprzeć nowe koleżanki i kolegów oraz wysłuchać, uczyć się od „starych” wyjadaczy. Banalnie to zabrzmi, ale w jedności siła, samorząd musi stanowić jedność, wtedy rzeczywiście nic nie jest w stanie nam sprostać.
Zamierza pan kandydować na druga kadencję?
Tak.
Najważniejsze wyzwanie?
Pandemia wiele mnie nauczyła. Przede wszystkim pokory. To był bardzo trudny czas w zarządzaniu. Nie sądzę, że kolejna kadencja będzie łatwiejsza, ale myślę że będzie większa przestrzeń na działanie.
Będę dążył do tego, aby przynależność do samorządu była dumą dla każdego lekarza i lekarza dentysty.
Ponadto chciałbym, aby samorząd lekarski był kwestorem i motorem zmian w polskim systemie ochrony zdrowia dla dobra polskich pacjentów i całego personelu medycznego.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
ZOBACZ KOMENTARZE (0)