Na tępe dyżury w szpitalach nie ma chętnych
Wprowadzenie ostrych i tępych dyżurów miało być receptą na braki kadrowe i sposobem na obniżenie kosztów. Ale na tępe dyżury w szpitalach nie ma chętnych - zauważa Dziennik Gazeta Prawna.

Polega to na tym, że szpitale znajdujące się w bliskiej odległości ustalają pomiędzy sobą, który w danym dniu przyjmuje pilne przypadki. Ten, który nie ma ostrego dyżuru, nie musi np. utrzymywać przez cały czas pełnej obsady bloku operacyjnego. Stosowne harmonogramy zatwierdzają wojewodowie w porozumieniu z dyrektorami oddziałów wojewódzkich NFZ.
Aby ułatwić wojewodom zadanie, NFZ opracował rekomendacje w zakresie ustalania harmonogramów. Choć są już one gotowe od kilku tygodni, zainteresowanie szpitali jest niewielkie. Żadne wnioski w tej sprawie nie wpłynęły w województwach: pomorskim, wielkopolskim, kujawsko-pomorskim, lubelskim, lubuskim, warmińsko-mazurskim, dolnośląskim.
Eksperci zwracają uwagę, że wprowadzenie ostrych i tępych dyżurów często nie jest możliwe z przyczyn logistycznych. Placówki, które ustalają harmonogram, muszą być bowiem w stosunkowo bliskiej odległości.
Ważny jest też aspekt finansowy. Jeśli ktoś nie dyżuruje, to nie zarabia. Przychody z dyżurów są dla pracowników, którzy je obstawiają, ważnym elementem wynagrodzenia. Z jednej więc strony szpitale muszą zawieszać oddziały, bo brakuje lekarzy i pielęgniarek, z drugiej nie chcą rezygnować z dyżurów, by ten personel, który mają, nie był stratny.
Czytaj: gazetaprawna.pl
ZOBACZ KOMENTARZE (0)