Kosikowski: zadłużone szpitale będą masowo zamykane po wyborach
Po wyborach parlamentarnych ruszy lawina zamykania zadłużonych szpitali - podkreśla w wywiadzie udzielonym Forsalowi Jakub Kosikowski, rezydent onkologii klinicznej, były przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

Jak zauważa, o tym, iż system jest u kresu wydolności i że grozi mu załamanie zaczęto głośno mówić jakieś osiem lat temu. Dziś na żywo obserwujemy, jak się powoli wali. Nie ma miesiąca, by w jakimś szpitalu nie zamykano oddziału. Nikt nie jest w stanie nad tym zapanować, bo wystarczy, że jedna osoba pójdzie na urlop, a już nie ma jak spiąć obsady. Twierdzi, że są oddziały, gdzie za cały zespół lekarski robi jedna osoba. Jeśli pójdzie na urlop, zachoruje albo umrze, oddział trzeba zawiesić lub zamknąć.
Alarmuje, że są szpitale, w których zatrudnionych jest tylko dwóch anestezjologów. W takiej sytuacji placówki w ogóle nie powinny pracować. Przyjmuje się bowiem, że dla bezpieczeństwa chorych na dyżurze musi być minimum dwóch anestezjologów.
Zdarza się, że lekarz rezydent dyżuruje na trzech albo czterech oddziałach jednocześnie. Tymczasem młodzi lekarze już nie chcą tak pracować. Nie zgadzają się na podpisywanie zgody na pracę przez 78 godzin tygodniowo (klauzula opt-out), zamiast ustawowych 48 godzin. Kiedyś to było normą, dla młodych już tak nie jest - twierdzi Jakub Kosikowski.
Więcej: forsal.pl
ZOBACZ KOMENTARZE (0)