Czyżby lekarze aż tak bazgrali w ostatnich miesiącach? - zastanawia się Gazeta Wyborcza.

- Wypełnienie recepty według wzoru NFZ-etu zajmuje średnio 2-3 minuty. To dużo, kiedy np. jest epidemia grypy, a na korytarzu czeka kilkudziesięciu pacjentów. Lekarze staranniej wypełniają dane dotyczące dawki i stosowania leków. Dokładny adres nie jest już taki ważny - mówi Wojciech Przybylski, wojewódzki konsultant w dziedzinie zdrowia publicznego.

Bożena Śliwa - prezes Kieleckiej Okręgowej Izby Aptekarskiej twierdzi, że ma dane pokontrolne z czterech świętokrzyskich aptek. Od każdej z nich NFZ domaga się zwrotu pieniędzy – od 11 tys. do 200 tys. złotych.  W opinii Śliwy jednak 90 proc. zarzutów dotyczy uchybień formalnych związanych z niestarannym wypełnianiem recept przez lekarzy. - Nie mogę zrozumieć uwag urzędników, bo lekarze od lat mają podobny charakter pisma i w podobny sposób wypełniają recepty - dodaje pani prezes.

Niektórzy aptekarze boją się  swoją przyszłość i jak właściciel "Apteki na Wschodniej" w Staszowie, zapowiadają złożenie pozwu do sądu przeciwko NFZ.  Jeśli poddaliby się rygorom Funduszu, wyliczona kwota do zwrotu byłaby potrącana z bieżącej refundacji.

W opinii Zbigniewa Kowalczewskiego - kierownika działu kontroli świętokrzyskiego oddziału NFZ, kontrolerzy nie wymagają od aptek niczego, co nie znajduje się w rozporządzeniu ministra zdrowia. 

Podobne kontrole odbywają się w całej Polsce i sprawiły, że farmaceuci stali się bardziej ostrożni w wydawaniu leków na receptę. Proszą o dokument tożsamości, a na odwrocie recepty uzupełniają dane bądź dzwonią do lekarzy i proszą o uzupełnienie recept.